Punkt krytyczny osiągnięty? Flagowe smartfony przestają drożeć i zaczynają... tanieć
Rok 2019 może przejść do historii jako ten, w którym skończył się nieustający dotąd wzrost cen smartfonów.
27.09.2019 | aktual.: 27.09.2019 17:18
Przed dwoma laty analizowałem zmieniające się ceny smartfonów, pisząc o syndromie gotującej się żaby. "Ciekaw jestem, czy istnieje granica, po przekroczeniu której klienci spasują" - zastanawiałem się wtedy. I wygląda na to, że ta granica powoli się krystalizuje.
Stabilizacja cen smartfonów na przykładzie iPhone'a
Przeanalizujmy startowe ceny kilku ostatnich generacji iPhone'ów w Polsce:
- iPhone 6 - 2949 zł;
- iPhone 6s - 3199 zł;
- iPhone 7 - 3349 zł;
- iPhone 8 - 3479 zł;
- iPhone XR - 3729 zł;
- iPhone 11 - 3599 zł.
Szok. Niedowierzanie. Nowy iPhone jest tańszy od swojego bezpośredniego poprzednika.
Coś takiego dotychczas zdarzyło się tylko raz. iPhone 3G z 2008 roku był tańszy niż smartfon pierwszej generacji. Jednak wówczas było to podyktowane tym, że Apple - wprowadzając nową kategorię produktów - mógł sobie pozwolić na zgarnianie podatku od nowości. Później jednak ceny kolejnych generacji albo utrzymywały się na równym poziomie, albo rosły.
Trzeba uczciwie zaznaczyć, że w Polsce na zmiany cen często wpływ mają czynniki makroekonomiczne, np. zmiany kursów walut. Niemniej nawet w USA cena iPhone'a 11 względem XR spadła. I to drastycznie, bo z 749 do 599 dolarów. To prawdziwy ewenement.
Oczywiście Apple w dalszym ciągu ma droższe modele Pro, ale - no właśnie - zmieniło się ich pozycjonowane i teraz ich wysokie ceny uzasadniać mają "profesjonalne" zastosowania. Poza tym - nawet mimo zmiany marketingu - w Stanach startowe ceny najmocniejszych modeli od trzech lat utrzymują się na równym poziomie 999 dolarów.
Powód jest oczywisty: Apple przeszarżował
Nie jest tajemnicą, że ubiegłoroczne iPhone'y sprzedawały się poniżej oczekiwań. Apple stawał na rzęsach, by jakoś sprzedaż dopompować, np. sprytnie manipulując cenami na swojej stronie.
Tim Cook starał się mydlić oczy inwestorom, zwalając winę m.in. na... niższe koszty naprawy iPhone'ów. Ostatnie działania pokazują jednak, że nawet Apple w to nie wierzy.
Zmiana polityki cenowej jasno pokazuje, że zdaniem Apple'a wcześniejsze iPhone'y nie były ani zbyt słabe, ani zbyt tanie w naprawie. Po prostu próg wejścia do świata nowej generacji iPhone'ów był zbyt wysoki, więc Apple zdecydował się go obniżyć.
Na obniżkę cen zdecydował się ostatnio nie tylko Apple
Prześledźmy ceny kolejnych przedstawicieli serii Galaxy Note:
- Galaxy Note4 - 2999 zł;
- Galaxy Note7 - 3799 zł;
- Galaxy Note8 - 4299 zł;
- Galaxy Note9 - 4299 zł;
- Galaxy Note10 - 4149 zł / Note10+ - 4799 zł.
I znów - najnowszy Galaxy Note jest tańszy od swojego poprzednika. OK, nie obyło się bez kompromisów, bo nowy model ma ekran o niższej rozdzielczości oraz zabrakło w nim slotu na karty pamięci. Dodatkowo do oferty po raz pierwszy dołączył droższy wariant z plusem. Ale w mojej ocenie Note10 to mimo wszystko godny następca "dziewiątki" i pełnoprawny smartfon z górnej półki.
Również w przypadku serii S10 do oferty dołączył przystępniejszy S10e, który kosztuje mniej (3299 zł) niż rok wcześniej S9 (3599 zł).
To może być wręcz historyczny moment
W 2019 roku dwóch z trzech największych producentów smartfonów na świecie zmieniło swoją politykę cenową. Przypadek? Bynajmniej.
Wniosek jest oczywisty: po latach ciągłych podwyżek producenci w końcu wyczuli pułap, który klienci niekoniecznie mają ochotę przekraczać. To dobrze wróży na przyszłość.
Oczywiście firmy w dalszym ciągu szukają sposobów na utrzymanie jak najwyższej marży, stąd wysyp tych wszystkich wariantów pro/plus/premium/performance. Nie zmienia to jednak faktu, że próg wejścia do świata flagowców został obniżony.
Oto najnowszego Galaxy S10, Galaxy Note'a 10 czy iPhone'a 11 można kupić taniej niż wcześniejsze generacje. Zaczynałem wątpić, że taki moment kiedykolwiek nadejdzie.