Gdyby Apple dotrzymał obietnicy sprzed 10 lat, rynek wideorozmów wyglądałby dziś inaczej

Gdyby Apple dotrzymał obietnicy sprzed 10 lat, rynek wideorozmów wyglądałby dziś inaczej

Gdyby Apple dotrzymał obietnicy sprzed 10 lat, rynek wideorozmów wyglądałby dziś inaczej
Miron Nurski
03.04.2020 12:55, aktualizacja: 03.04.2020 17:33

Ciężko dziś o naprawdę dobrą aplikację do wideorozmów. FaceTime był na najlepszej drodze, by pogrążyć konkurencję i zdominować rynek, ale Apple zaprzepaścił okazję. Jedyną przeszkodą jest ograniczenie, którego usunięcie Apple obiecał już w dniu premiery. I nigdy tej obietnicy nie dotrzymał.

Pandemia koronawirusa przełożyła się na gigantyczny wzrost popularności wideorozmów. Zamknięcie ludzi w domach sprawiło, że dotychczas niszowe usługi zaczęły liczyć użytkowników w setkach milionów. Wideorozmowy wykorzystywane są coraz intensywniej nie tylko w celach zawodowych, ale i prywatnych.

Czarnym koniem w tym wyścigu okazała się apka Zoom, która w ciągu kilku tygodni zwiększyła liczbę aktywnych użytkowników z 10 milionów do ponad 200 milionów. Skype w tym samym czasie odnotował wzrost z 23 do 40 milionów.

To pokazuje, że na rynku aplikacji do wideorozmów konkurencja jest słaba

Bo widzicie - Zoom jest usługą wysoce nieidealną. Owszem, jest bajecznie prosty w obsłudze, ale odbywa się to kosztem bezpieczeństwa.

Połączenia realizowane przez Zoom nie są szyfrowane, a domyślnie nawet niezabezpieczone hasłem. Mało tego - apka przy każdym tworzeniu grupowej rozmowy przez użytkownika domyślnie tworzy ten sam link, co ułatwia przyłączenie się do rozmowy niechcianych osób.

Na usługę nałożone są też ograniczenia. Darmowa wersja pozwala na odbycie raptem 40-minutowej rozmowy grupowej.

Jeśli tak dalekie od ideału rozwiązanie było w stanie w ciągu kilku tygodni pomnożyć liczbę użytkowników 20-krotnie, ciężko o lepszy dowód na to, że na tym rynku brakuje solidnej konkurencji.

Wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdyby Apple dotrzymał słowa w sprawie FaceTime'a

7 czerwca 2010. Podczas zorganizowanej przez Apple'a konferencji Steve Jobs pokazuje światu iPhone'a 4. Pierwszego reprezentanta serii uzbrojonego w przedni aparat.

Wydarzenie kończy się zwyczajowym "one more thing". Jobs oznajmia, że jego zespół opracował nową usługę do wideorozmów o nazwie FaceTime.

Szybko staje się jasne, że FaceTime to zupełnie nowe rozdanie na tym raczkującym jeszcze rynku. Powiązanie z numerem telefonu i systemowym dialerem jest równoznaczne z niebywałą prostotą obsługi. Żadnej konfiguracji - "po prostu działa".

Obraz

Po prezentacji usługi z ust Jobsa pada ważna deklaracja. "Uczynimy z FaceTime'a otwarty standard branżowy" - zapewnia ówczesny szef Apple'a.

Z obietnicy tej - jak wiemy - nic nie wynikło

FaceTime nie tylko nigdy nie przeszedł na model open-source, ale i jest usługą, która nie mogłaby być bardziej zamknięta. Apple nigdy nie przygotował aplikacji na konkurencyjne systemy, w efekcie czego wideorozmowy są zarezerwowane wyłącznie dla użytkowników jego sprzętu.

Powody takiego stanu rzeczy nie są jasne. Jedni twierdzą, że problemem są patenty i umowy licencyjne. Inni spekulują, że otwarcie usługi na serwery innych firm mogłoby negatywnie wpłynąć na stabilność działania usługi. Nie brakuje też głosów, że to świadoma decyzja biznesowa. Apple mógł zrozumieć, że FaceTime to karta przetargowa, która może zachęcić klienta do zakupu iPhone'a pod wpływem presji ze strony najbliższego otoczenia.

Co by było gdyby?

Odłóżmy na moment powody zmian planów Apple'a i skupmy się na tym, jak wyglądałby dziś rynek, gdyby firma dotrzymała słowa. A w mojej ocenie wyglądałby zupełnie inaczej.

FaceTime zdaje się być usługą idealną. Łatwość obsługi w połączeniu z bezpieczeństwem (połączenia są szyfrowane) i niewielkimi ograniczeniami (grupowe rozmowy mogą prowadzić nawet 32 osoby jednocześnie) to potencjalny klucz do sukcesu. Jedynym problemem zdaje się być fakt, że nie jest to usługa wieloplatformowa. Mało kto podczas spotkania służbowego czy prywatnego może sobie pozwolić na wykluczenie użytkowników Windowsa i Androida.

Obraz

FaceTime ma jeszcze jedną przewagę nad rywalami - zadebiutował w dobrym czasie. Zoom z 2011 roku pojawił się w momencie, gdy Apple zdążył już sprzedać dziesiątki milionów urządzeń z dostępem do darmowej platformy. Messenger Facebooka otrzymał funkcję wideorozmów dopiero w 2015 roku. Premiera Google Duo to dopiero rok 2016. Na Microsoft Teams trzeba było czekać aż do roku 2017.

Gdyby FaceTime naprawdę stało się rozwiązaniem otwartym lub chociaż wieloplatformowym, widzę dwie opcje. Albo Apple całkowicie zdominowałby rynek aplikacji do wideorozmów, albo przynajmniej zaostrzyłby konkurencję na tyle, że dziś prymu nie wiodłaby dziurawa usługa z ograniczeniami.

Ciekaw jestem, czy z uwagi na aktualną sytuację, Apple właśnie mocno pluje sobie w brodę.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (90)