OnePlus Nord: pierwsze wrażenia
Najnowszy OnePlus Nord jeszcze przed startem sprzedaży spędził już w mojej kieszeni ponad 24 godziny. Czy jest się czym zachwycać? I tak, i nie.
03.08.2020 | aktual.: 03.08.2020 17:19
Na długo przed premierą OnePlusa Nord ruszyła agresywna i skuteczna kampania marketingowa, dzięki czemu szybko zyskał on wizerunek jednego z najlepszych telefonów za mniej niż 2000 zł. Osobiście nie uważam, by 1899 zł za ten mimo wszystko mocno kompromisowy smartfon czyniło z niego okazję tysiąclecia, ale nie można odmówić Nordowi tego, że kilka mocnych stron ma.
Największy atut OnePlusa Nord to wyświetlacz
Konkurencyjne telefony mają do zaoferowania albo matrycę OLED (Xiaomi Mi 10 Lite), albo wysoką częstotliwość odświeżania (Motorola Moto G 5G Plus). Panel OnePlusa Nord łączy obie te zalety. W tej klasie cenowej 90-hercowy AMOLED to ewenement, a i na tle wielu dwukrotnie droższych smartfonów Nord nie ma powodów do wstydu.
Snapdragon 765G zapewnia wystarczającą wydajność, by utrzymać wysoką płynność animacji, choć nie jest tak, że Nord nie laguje w ogóle. Interfejs Sklepu Play chrupie mocno, choć ten jest zabójczy nawet dla flagowców. W każdym razie przez 99 proc. czasu animacje cieszą oko w sposób deklasujący zdecydowaną większość smartfonów tej klasy cenowej.
Zastosowany ekran jest jasny, a oprogramowanie pozwala skroić kolory pod własne preferencje poprzez zmianę palety barw czy aktywację algorytmu podbijającego saturację. Usatysfakcjonowani będą zarówno zwolennicy wiernie odwzorowanych, jak i mocno nasyconych kolorów.
Część użytkowników skarży się na zielenienie obrazu przy niższych poziomach jasności. Mogę jednak potwierdzić, że nie dotyczy to każdego egzemplarza, bo na testowanym przeze mnie tego problemu nie udało się odtworzyć.
Przyczepić mogę się jedynie nieidealnej bieli, która pod lekkim kątem zaczyna mienić się innymi kolorami. Nie jest to jednak coś, co całkowicie odbierałoby przyjemność patrzenia w tej ekran.
Pojedynczy głośnik ni grzeje, ni ziębi
Głośnik multimedialny ulokowany jest na dolnej krawędzi. Oczywiście miło byłoby zobaczyć głośniki stereo, ale OnePlus przynajmniej sięgnął po komponent przyzwoitej jakości. Dźwięk jest głośny i klarowny, a i głębi ciężko coś zarzucić.
Przyczepić mogę się jedynie umiejscowienia głośnika. To w połączeniu z kształtem otworów na obramowaniu sprawia, że nawet po lekkim zasłonieniu ich dłonią dźwięk zaczyna nieprzyjemnie skwierczeć. Jest to irytujące podczas oglądania filmów czy grania w gry, bo niezasłonienie głośnika wymaga nienaturalnego ułożenia dłoni.
OnePlus Nord dostaje ode mnie minus za wzornictwo
Czego by o OnePlusie nie mówić, większość jego smartfonów wyróżnia się z tłumu łudząco podobnych telefonów. Z Nordem jest inaczej, bo to kopia kopii jeszcze innej kopii.
Sam producent jest zresztą doskonale tego świadom. Firma przekonuje, że postawiła na takie wzornictwo, bo badania wykazały, że dzięki temu smartfon ma większą szansę na wysoką sprzedaż. Być może, ale ja wolałbym coś bardziej oryginalnego.
Jeśli chodzi o jakość wykonania, OnePlus Nord ma szklany tył i obramowanie z tworzywa sztucznego. To czuć, bo smartfon w dotyku sprawia wrażenie taniego. Zwłaszcza że firma zdecydowała się na zastosowanie metalowych przycisków, co tylko potęguje kontrast względem plastikowej ramy.
Przód oszpecony jest natomiast sporej wielkości podłużnym otworem. Niby miło, że producent zastosował dodatkowy aparat z szerszym obiektywem, ale różnica w kącie widzenia obu soczewek jest na tyle nieduża, że w mojej ocenie OnePlus mógł zastosować wyłącznie szerszy kąt, a w trybie domyślnym przycinać kadr cyfrowo. Tak jak od lat robi Samsung.
Innymi słowy - na tle konkurencyjnych smartfonów wstydu nie ma, ale skoro Nord promowany jest jako cenowy hit, życzyłbym sobie by wyglądał inaczej i był wykonany lepiej. Choć - przyznaję - niebieskie zabarwienie obudowy prezentuje się urokliwie.
Na pochwałę zasługuje natomiast silniczek wibracyjny
OnePlus Nord został uzbrojony w silnik haptyczny generujący bardzo przyjemne kopnięcia, co w tym segmencie cenowym jest prawdziwą rzadkością.
Telefon skutecznie imituje pracę fizycznych trybików, dzięki czemu odblokowywanie ekranu czy zmiana trybów w aparacie sygnalizowane są przez czytelną informację zwrotną.
OnePlus Nord ma aparat skrojony pod ulotki promocyjne
Chińczycy szczycą się zastosowaniem poczwórnego aparatu. Już po pierwszym dniu widzę jednak, że z całego tego arsenału jeden aparat jest dobry, jeden znośny, jeden zbędny, a jeden praktycznie nieużywalny.
Aparat główny robi przyzwoite zdjęcia praktycznie w każdych warunkach oświetleniowych, w czym duża zasługa optycznej stabilizacji obrazu. Oprogramowanie ma tendencję do lekkiego przesycania kolorów, ale dzięki temu fotki cieszą oko bez żadnej dodatkowej obróbki.
[b][url=https://mega.nz/folder/1JhxhRTS#lyARTpSgEYLuDEzh7T3Wxw]Link do zdjęć w pełnej rozdzielczości[/url][/b]
Po zmroku czuć, że nie jest to najwyższa możliwa półka, bo szczegółowość spada i zaczyna pojawiać się mocny szum. Sytuację ratuje jednak skuteczny tryb nocny, który potrafi rozjaśnić kadr, podbić detale oraz zwiększyć rozpiętość tonalną.
OnePlus Nord: tryb nocny
Aparat z obiektywem ultraszerokokątnym jest wyraźnie słabszej jakości. Aby zdjęcie wyglądało przyzwoicie, potrzeba dobrego światła, a i wówczas widać zgubione szczegóły w cieniach.
2-megapikselowy aparat do zdjęć makro to nieporozumienie. Jakość robionych przez niego zdjęć jest tragiczna. Zdecydowanie bardziej opłaca się oddalić telefon od fotografowanego obiektu i skorzystać z cyfrowego przybliżenia.
Zestawienie zamyka sensor do wykrywania głębi, który jest tak naprawdę zbędny. Oprogramowanie do nakładania efektu rozmytego tła spokojnie mogłoby wykorzystać dane zbierane przez aparat z obiektywem ultraszerokokątnym. Widać więc, że firmie bardziej zależało na liczbie aparatów niż ich jakości czy przydatności.
Do wydajności OnePlusa Nord ciężko się przyczepić
Snapdragon 765G to układ o wydajności porównywalnej z jednostkami stosowanymi w flagowcach z 2018 roku. W codziennym użytkowaniu różnice względem najnowszych urządzeń z górnej półki są jednak praktycznie niezauważalne. A przynajmniej przez większość czasu.
Smartfon szybko reaguje na wszystkie polecenia, a animacje - jak wspomniałem wcześniej - są na 90-hercowym ekranie ultrapłynne. Dodatkowo OnePlusa Nord bardzo ciężko jest rozgrzać, dzięki czemu komfort pracy stoi na wysokim poziomie.
Podczas wykonywania bardziej zasobożernych operacji mniejszy zapas mocy jest jednak odczuwalny. Przykładowo sama "optymalizacja zdjęcia" zrobionego w trybie nocnym, gdy stosowane są agresywne algorytmy odszumiające, trwa jakieś 5 sekund. Zastosowany układ jest też za słaby, by udźwignąć Fortnite'a w 90 Hz (ten tryb zarezerwowany jest dla OnePlusów 8).
Myślę jednak, że o ile ktoś nie ma naprawdę mocno wyśrubowanych wymagań, wydajność Norda będzie dla niego więcej niż satysfakcjonująca.
OnePlus Nord to telefon o możliwościach co najwyżej adekwatnych do ceny
OnePlus Nord kosztuje 1899 zł. Z poziomu 1699 zł startuje konkurencyjny Xiaomi Mi 10 Lite, który - wyjąwszy ekran 90 Hz - ma bardzo podobne wyposażenie.
Dlatego, jak wspomniałem wcześniej, to właśnie wyświetlacz jest w mojej ocenie głównym aspektem, dla którego warto zakup tego smartfonu rozważyć. Jeśli komuś na 90 Hz nie zależy, znajdzie w sklepie tańszą alternatywę.
Przyznam, że obserwując głośną kampanię marketingową i huraoptymistyczne opinie zachodnich recenzentów spodziewałem się telefonu, który wytrze konkurencją podłogę. Tymczasem Nord ma po prostu kilka dużych zalet (ekran 90 Hz, silniczek haptyczny czy szybkie ładowanie 30 W), ale i masę kompromisów (plastikowa rama, słabsza jakość aparatów dodatkowych czy brak ładowania bezprzewodowego).
Dlatego nie uważam, by OnePlus Nord był uniwersalną odpowiedzią na pytanie "jaki telefon do 2000 zł kupić?", choć oczywiście ma się czym bronić.