A jeśli Microsoft wcale nie chciał sukcesu Windows Phone?
Czy można uruchomić projekt i inwestować w niego przez lata, nie licząc na jego sukces? Raczej nie, i nawet Microsoft nie wymyśliłby takiego scenariusza. Można jednak zmienić strategię po nieudanym debiucie i zwolnić tempo dla przyszłych korzyści.
01.12.2013 | aktual.: 13.12.2013 12:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
tl'dr
Być może Microsoft nie rozwijał systemu, żeby przejąć uzależnioną od Windows Phone Nokię
System, którego nikt nie chce
Jest 2011 rok. Jest już jasne, że przyszłość należy do mobile’u. Dawni liderzy tego segmentu, którzy nie dostosowali się do nowej rzeczywistości, powoli odchodzą do muzeum telekomunikacji. Ton nadają dwie firmy: Apple i Google.
Apple jest uzbrojony w patenty i ma sprawnie działający model biznesowy. Zarabia nie tylko na sprzęcie, ale także na niemal wszystkich treściach, które kupują użytkownicy jego urządzeń. Chwilę wcześniej zaczął także zarabiać niemałe pieniądze na tabletach.
Google jest bardzo ekspansywny. Rozwija system i usługi mobilne, współpracuje z wieloma producentami, wśród których zaczyna wybijać się Samsung. Firma dokonuje też bardzo ważnej inwestycji - za ponad 12 mld dol. kupuje mobilną dywizję Motoroli, pioniera rynku telekomunikacyjnego. Chronione prawem rozwiązania i technologie Motoroli będą dla Google'a mocnym argumentem w wojnie patentowej, ale nie tylko o nie chodziło w tej transakcji. Firma z Mountain View przejęła kontrolę nad producentem sprzętu. Weszła wiec na zupełnie nowy obszar. Przejęcie Motoroli poruszyło rynek i otrzeźwiło współpracujących z Google'em producentów smartfonów.
A Microsoft? Microsoft ma ciekawy system, którego jednak nikt nie chce, sklep z aplikacjami, w którym nie ma ani kupujących, ani sprzedających, i zrezygnowanych producentów sprzętu, którzy w Windows Phone nie widzą pieniędzy. Firma miała co prawda za sobą próby z własnym sprzętem, ale trudno uznać je za udane:
Stworzony wspólnie z Sharpem Kin zniknął z rynku kilka miesięcy po debiucie. Sytuacja jest niewesoła, ale nie beznadziejna. Microsoftowi brakuje partnera, który ma doświadczenie, technologię, patenty i markę. Tak się złożyło, że CEO firmy, która spełnia wszystkie kryteria, został człowiek Microsoftu, Stephen Elop. Oczywiście to nie przypadek.
Elop trojański
Elop to wyjątkowa postać. Nie zdziwię się, jeśli kolejne pokolenia Finów jego nazwisko będą stosować zamiennie z koniem trojańskim.
Krótko po objęciu posady CEO w Nokii Elop publicznie ogłosił, że Nokia wycofuje się z Symbiana. System nawet bez jego pomocy zniknąłby z rynku, ale Nokia jeszcze przez jakiś czas mogła na nim zarabiać. Tak się jednak nie stało. Równie sprawnie poszło mu uśmiercenie projektu MeeGo. N9 pewnie nie miała wielkich szans na rynku, ale Elop dołożył wszelkich starań, by smarfon w ogóle się nie sprzedawał - jeszcze przed premierą Nokia zapowiedziała, że to pierwszy i ostatni telefon z tym systemem i że wycofuje się z projektu.
Za panowania Elopa liczba sprzedanych urządzeń spadła z 452 mln w 2010 roku do 335 mln w 2012 roku, Nokia zamiast przynosić dochody, zaczęła tracić, a wycena akcji spadła do bardzo niskiego poziomu. Uczciwie trzeba zaznaczyć, że większość z tych rzeczy wydarzyłaby się, nawet gdyby Elopa nie było na pokładzie Nokii, ale trudno nie odnieść wrażenia, że CEO robił dodatkowe dziury w tonącym okręcie.
Niegdyś tworzono na ten temat teorie spiskowe, dziś wszystko jest jasne. Elop - czy się to Finom podoba czy nie - miał za zadanie obniżyć wartość Nokii i doprowadzić do przejęcia zarządzanej przez niego firmy przez Microsoft. Został za to zresztą sowicie wynagrodzony. Chwilę przed oficjalnym potwierdzeniem transakcji zmieniono nawet zapisy w jego umowie, by bez ponoszenia konsekwencji mógł wrócić do pracy w Microsofcie, gdzie zapewne także zostanie CEO. Sam Elop - choć dobrze wywiązał się ze swojego zadania - nie dałby doprowadzić do podpisania umowy między Nokią a Microsoftem. I tu przechodzimy do meritum.
Microsoft hamulcem Windows Phone
Sypiąca się w posadach Nokia potrzebowała pieniędzy Microsoftu, a Microsoft potrzebował Nokii. Jednak zakup firmy, która w 2010 roku zajmowała 120 miejsce w rankingu Fortune Global 500, nawet dla takiego giganta mógłby być trudny do przełknięcia. Kondycja Nokii musiałaby się pogorszyć. Elop to jedno, ale odkąd Nokia zdecydowała robić smartfony wyłącznie z Windows Phone, a ze współpracy z Microsoftem wycofała się większość innych producentów, sukces Nokii lub jego brak w dużym stopniu zależał od recepcji mobilnych kafli. Nokia zawsze robiła i wciąż robi dobre urządzenia, które w połączeniu z rozbudowanymi usługami, sprawnie zarządzanym systemem i bogatym ekosystemem zaowocowałyby produktami, które rynek mógłby pokochać. Tyle że Microsoftowi wcale nie było to na rękę. Przynajmniej do tej pory.
Windows Phone nie mógł utonąć. Miał pływać trochę pod powierzchnią, jednak na tyle głęboko, by przywiązana do niego Nokia nie mogła nabrać tchu. Teraz gdy Microsoft osiągnął cel, nic nie stoi na przeszkodzie, by rozwój projektu był bardziej dynamiczny. Naprawdę nie będę zaskoczony, jeśli w 2014 roku Windows Phone stanie się atrakcyjną alternatywą dla iOS i Androida. Tylko Finów trochę żal.