Android Jelly Bean - wreszcie aktualizacja, której nie zabiły oczekiwania
O nowościach, jakie wnosi Jelly Bean, napisał już Adam w osobnym artykule. Było ich całkiem sporo i jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Ale to pewnie dlatego, że nie oczekiwałem zbyt wiele.
28.06.2012 | aktual.: 28.06.2012 08:30
O nowościach, jakie wnosi Jelly Bean, napisał już Adam w osobnym artykule. Było ich całkiem sporo i jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Ale to pewnie dlatego, że nie oczekiwałem zbyt wiele.
Android Jelly Bean był owiany tajemnicą. Wszyscy wiedzieli, że nadchodzi, ale czego mogliśmy się po nim spodziewać? Od wielu miesięcy mówiło się o projekcie Majel, czyli konkurencji dla Siri. Wiadomo było też, że kolejna odsłona będzie oznaczona jako 4.1, co sugeruje "nie oczekujcie zbyt wiele".
I bardzo dobrze się stało. Nie wiedziałem, co ciekawego może wprowadzić Google i dzięki jestem pozytywnie zaskoczony. W końcu to zawyżone oczekiwania sprawiały, że chociaż pojawiały się bardzo dobre produkty (m.in. Apple'a i Samsunga), to były zabijane, bo "spodziewaliśmy się więcej".
Cieszy mnie, że koncern z Mountain View coraz częściej zwraca uwagę na podstawy. W Androidzie Ice Cream Sandwich stworzono ładny interfejs, tym razem skupiono się na płynności. Projekt Butter jest obiecujący i mam nadzieję, że jego efekty będą odczuwalne także w urządzeniach spoza linii Nexus. Być może niedługo płynność rodem z iOS-a będzie normą, a nie wyjątkiem.
Świetnie zapowiada się poprawa powiadomień. Swego czasu były one wizytówką Androida i dobrze, że są ciągle rozwijane. Do tej pory "tylko" spełniały one swoją funkcję i, jak sama nazwa wskazuje, powiadamiały. Google poszedł o krok dalej i umożliwił o wiele większą interakcję. Każde powiadomienie będzie pozwalało na szybkie wykonanie czynności z nim związanej. Jestem pewien, że to jedna z tych funkcji, po poznaniu których będziemy się zastanawiali, jak to się stało, że nikt wcześniej na to nie wpadł.
Nawet lekkie usprawnienia w galerii robią według mnie dużą różnicę. Podgląd jest o wiele lepszy, a szybkie usuwanie wielu zdjęć (co często mi się zdarza) znacznie łatwiejsze.
Nie pominięto także standardowego punktu, czyli podrasowanego wprowadzania tekstu. Po pierwsze, przewidywanie kolejnych słów przy pisaniu. Na pewno przydatne, ale i tak każdy, kto dużo pisze, już dawno przerzucił się na jedną z klawiatur dostępnych w Google Play. Inaczej jest w przypadku wprowadzania głosowego, które może odbywać się bez łączności z Internetem! To jest dopiero coś. Niestety, na język polski będziemy musieli jeszcze poczekać, ale myślę, że warto.
Nowością jest Google Now. I na pewno nie obejdzie się bez kontrowersji dotyczących prywatności. Google Now automatycznie podsuwa użytkownikowi informacje, które mogą w danym momencie wydawać się przydatne. Inteligencja systemu bazuje na historii naszej lokalizacji, wyszukiwania i prawdopodobnie korzystania ze wszystkich innych usług Google'a. Potencjał jest ogromny - trzeba poczekać, jak to wyjdzie w praktyce. Moim zdaniem pomysł super, ale już widzę ludzi narzekających na totalny brak prywatności (tak jakby ona jeszcze istniała w XXI wieku).
Kolejną funkcją, która na pewno wywoła burzliwe dyskusje, jest wyszukiwanie głosowe. Porównanie z Siri jest nieuniknione, chociaż usługi się różnią. Asystentka głosowa Apple'a ma pozwolić na pełną interakcje i naśladować rozmowę z człowiekiem, a produkt Google'a skupia się na wyszukiwaniu informacji. Po prostu teraz można wyszukiwać informacje, zadając bardziej naturalne pytania. Nie oznacza to, że wkrótce nie zostaną dodane bardziej ludzkie dialogi, ale nie ma co wybiegać w przyszłość.
Google Now i wyszukiwanie głosowe są ze sobą połączone i opierają się na Knowledge Graph, czyli projekcie mającym na celu zrozumienie prawdziwej intencji użytkownika - google'owe El Dorado. Odpowiedzią na zapytania nie są strony internetowe, tylko czyste informacje, których prawdopodobnie oczekiwano. Na Androidzie Jelly Bean prezentują się one świetnie. Biorąc po uwagę ogromny potencjał giganta z Mountain View, jestem optymistycznie nastawiony do wyników tego projektu.
Introducing the Knowledge Graph
Na konferencji zaprezentowano o wiele więcej, ale skupiłem się na najciekawszych funkcjach. Naprawdę jestem zadowolony, że Jelly Bean to coś więcej niż tylko drobne poprawki. Wierzę, że Google Now, nowe powiadomienia oraz wyszukiwanie głosowe korzystające z Knowdledge Graph mogą tchnąć świeżość w Androida.
Na szczęście nasze nadzieje nie były zbytnio podsycane przed premierą. Jelly Bean miał być niewielką poprawką do Ice Cream Sandwich, a okazał się czymś więcej.
Po kilku minutach obcowania z nową wersją Androida muszę przyznać, że zmiany są od razu widoczne, chociażby w płynności działania. Na razie obraz systemu dostępny jest tylko dla Galaxy Nexusa, ale w ciągu najbliższych dni powstaną pierwsze porty, a po wypuszczeniu źródła wszystkie popularne modele dostaną nieoficjalnego Jelly Beana - trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Źródło: AndroidPolice • theVerge • GoogleDevelopers