Apple nie ma problemów z fragmentacją? Bzdura!
Google jest często krytykowany - słusznie zresztą - za to, że doprowadził do fragmentacji Androida. Apple ma podobny problem, ale nie natury software'owej, lecz hardware'owej.
01.11.2016 | aktual.: 01.11.2016 18:06
Załóżmy na moment, że jestem ogromnym fanem Apple'a i zawsze kupuję kupuję najmocniejszy i najnowszy sprzęt tej firmy:
- Maca Pro do wydajnej pracy w domu;
- MacBooka Pro z Touch Barem (dodatkowy ekran nad klawiaturą) do wydajnej pracy w terenie;
- iPhone'a 7;
- iPada Pro;
- Apple Watcha Series 2.
Apple rozwija zarówno hardware, jak i software. Kupiłem najnowszy sprzęt, więc wszystkie urządzenia powinny idealnie ze sobą współgrać, prawda? No właśnie nieprawda.
Oto niedogodności, z jakimi będą musiały się liczyć osoby, które zostaną wchłonięte przez ekosystem Apple'a
Wszystkie związane z tym, że Apple w sposób totalnie niekonsekwentny żongluje używanymi przez siebie technologiami i standardami. Jedziemy.
- Najnowszy iPhone obsługuje technologię 3D Touch, a najnowszy iPad nie. Dwa bliźniacze urządzenia z tym samym systemem operacyjnym, które obsługuje się w kompletnie różny sposób.
- Do najnowszego MacBooka nie podłączę ani iPhone'a, ani najnowszego iPada, ani ładowarki do najnowszego Apple Watcha. Do każdego z tych urządzeń Apple dorzuca kabel ze złączem USB typu A, podczas gdy nowe MacBooki mają wyłącznie gniazda USB-C. Warto dodać, że utrudnia to nie tylko ładowanie urządzeń i przewodowy transfer danych; w awaryjnych sytuacjach (które się zdarzają) iUrządzenia wymagają podłączenia do komputera.
- Do najnowszego MacBooka nie podłączę słuchawek, które dostałem w zestawie z najnowszym iPhone'em. Słuchawki do iPhone'a mają złącze Lightning, a MacBook ma - uwaga - gniazdo słuchawkowe 3,5 mm.
- Klawiatura w MacBooku ma Touch Bar, a klawiatura do Maca Pro nie. Apple nie wpadł (jeszcze) na to, by wprowadzić do swojej oferty takie akcesorium. Efekt? Kolejne dwa bliźniacze urządzenia, które obsługuje się w kompletnie różny sposób.
Gdzie tu logika i konsekwencja?
Firma Tima Cooka od lat chełpi się tym, że sama kontroluje cały swój ekosystem, co ma gwarantować konsumentom spójne doświadczenie towarzyszące korzystaniu z różnych urządzeń. Długo tak faktycznie było, ale ostatnio Apple stworzył burdel, nad którymi nie potrafi (lub nie chce) zapanować.
Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której potrzebna jest przejściówka, by podłączyć najnowszego iPhone'a do najnowszego MacBooka. Albo wywalenie z iPhone'a gniazda słuchawkowego i chwalenie się "odwagą" tylko po to, by kilka tygodni później wpakować do MacBooka to samo gniazdo. Absurd goni absurd.
A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo absurdalnych decyzji Apple'a jest więcej. Ciężko znaleźć racjonalne powody, dla których najnowszy Magic Mouse nie obsługuje technologii Force Touch, rysik Apple Pencil nie współpracuje z gładzikiem w nowym MacBooku, a Siri pojawiła się w macOS 5 lat (!) po debiucie w iOS-ie.
Mam na myśli powody racjonalne z punktu widzenia użytkowego. To bowiem oczywiste, że Apple ma interes w tym, by ograniczać koszta produkcji do minimum, zarabiać miliony na adapterach i 10 razy sprzedawać tę samą technologię jako nowość w kolejnych produktach.
Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że ostatnio Apple trochę za mocno się w swojej polityce zapędził i doprowadził technologicznej fragmentacji. Jeśli bowiem dwa urządzenia z tym samym systemem operacyjnym mocno różnią się filozofią działania, a podłączenie telefonu do komputera tego samego producenta jest problematyczne, to coś z ekosystemem jest ewidentnie nie tak.