Apple user - wolontariusz, który za własne pieniądze popularyzuje nowe standardy
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że iPhone 7 zostanie wykastrowany z portu minijack. Powiedzmy sobie szczerze - na taki zabieg w przypadku topowego smartfona może sobie pozwolić tylko Apple. Tylko Apple dysponuje bowiem armią klientów, którzy gotowi są poświęcić własne pieniądze i nerwy tylko po to, by jak najszybciej uwolnić świat od kabli.
12.01.2016 | aktual.: 12.01.2016 18:01
Historia giganta z Cupertino zna już podobne przypadki. Dość tutaj wspomnieć o technologii Flash, która nie jest kompatybilna z Phone'ami od początku ich istnienia. MacBook Air już w 2008 roku został pozbawiony napędu optycznego. Z kolei ubiegłoroczny MacBook uzbrojony jest tylko w jeden port USB typu C, co uniemożliwia podłączenie chociażby zwykłego pendrive'a z tradycyjnym USB-A bez użycia przejściówki. Co łączy te produkty? Każdy z nich - przy udziale milionów konsumentów - miał za zadanie całkowicie uśmiercić starzejące się standardy. Starzejące się, ale jeszcze nie martwe - w tym cały problem.
Nikt mi nie wmówi, że jeszcze parę lat temu brak Flasha nie był dla użytkowników iPhone'ów żadnym problemem, bo wciąż z technologii tej korzystało mnóstwo stron internetowych. Nikt mi nie wmówi, że od 2008 roku użytkownicy MacBooków Air ani razu nie poczuli potrzeby odpalenia płyty DVD. Nikt mi nie wmówi, że użytkownikom nowych MacBooków nie brakuje portu USB typu A, podczas gdy nawet Apple dorzuca taki kabel chociażby do iPhone'ów 6s.
Tak, USB-C to przyszłość i jako osoba wciąż korzystająca z USB-A cieszę się, że ktoś dba o to, by nowy standard przyjął się jak najszybciej. Obecnie nie wyobrażam sobie jednak samemu sięgnąć po notebooka bez starego złącza. Pomyślcie tylko - ktoś podaje Wam pendrive'a, a Wy macie świadomość, że wydaliście ponad 6000 zł na sprzęt, który nie pozwala na jego bezproblemowe podłączenie. Czułbym się w takiej sytuacji upodlony.
Wyobraźcie sobie, że Apple produkuje ubrania
Jeśli iPhone 7 nie będzie miał gniazda minijack - a wszystko wskazuje na to, że tak będzie - ciąg wydarzeń będzie analogiczny. Ludzie będą się męczyć z przejściówkami i inwestować pieniądze w słuchawki bezprzewodowe, by za parę lat wychwalać pod niebiosa Apple'a za to, że przewidział śmierć kabli. Może i słusznie, bo sam korzystam już głównie (choć wciąż nie tylko) ze słuchawek bezprzewodowych i cieszę się, że te jeszcze bardziej zyskają na popularności. Szkoda tylko, że odbywa się to kosztem "wolontariuszy", którzy inwestują w cały proces własne pieniądze.