Smartfony bez ładowarek? Wreszcie ktoś zauważył, że co kraj, to obyczaj

Brawo, Xiaomi.

Smartfony bez ładowarek? Wreszcie ktoś zauważył, że co kraj, to obyczaj
Miron Nurski

Kolejni producenci zaprzestają dodawać do swoich - póki co - flagowych smartfonów ładowarki, zasłaniając się ekologią i argumentem "i tak już wszyscy je mają". Zasilacza nie ma w pudełku ani od iPhone'a 12, ani Galaxy S21.

Podobny ruch wykonało Xiaomi, choć bardziej ostrożnie i z uwzględnieniem lokalnych potrzeb konsumentów.

Xiaomi do kwestii usunięcia ładowarki podchodzi inaczej

W Chinach najnowszy Xiaomi Mi 11 nie ma w pudełku ładowarki, ale ci klienci, którzy o nią poproszą, dostaną ją bez żadnych dodatkowych kosztów.

Ma to sens. W Państwie Środka od lat duży nacisk kładziony jest na szybkość ładowania, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że część klientów ma już odpowiedni zasilacz i nie potrzebuje kolejnego. Część, ale nie wszyscy.

W Europie natomiast ładowarka do Mi 11 jest po prostu częścią zestawu

Xiaomi - jak zdradziło podczas globalnej premiery - przeprowadziło badanie, według którego w Europie niewielu konsumentów dysponuje zasilaczem o mocy przynajmniej 55 W. A taki jest wymagany, by zapewnić możliwość ładowania Mi 11 z pełną prędkością. Dlatego zasilacz 55 W znalazł się w pudełku z telefonem.

Obraz

Tymczasem Apple nie daje zasilacza praktycznie na całym świecie (wyjątek stanowią pojedyncze kraje, w których jest to nielegalne), bo - tu cytat - "często kończy w szufladzie". Jednocześnie:

  • dołożył do iPhone'a 12 przewód, który nie pasuje do ładowarki od iPhone'a 11 i wcześniejszych modeli;
  • zwiększył prędkość ładowania, przez co szybkie ładowanie wymaga nowego zasilacza;
  • wprowadził do oferty bezprzewodową ładowarkę MagSafe, która nie ładuje z pełną prędkością po podłączeniu do starego zasilacza.

Słowem - podejście Xiaomi to: "dajemy ci mocny zasilacz, bo pewnie jeszcze takiego nie masz". Podejścia Apple'a to: "nie dajemy ci żadnego zasilacza, bo już kilka masz, ale dajemy ci kilka powodów, dla których powinieneś kupić nowy zasilacz". Jest różnica, prawda?

I nie, nie odbiło się to na cenach

Owszem, w Europie Mi 11 kosztuje w przeliczeniu zauważalnie więcej niż w Chinach, ale jest to wiązane z systemem podatkowym czy wyższymi kosztami dystrybucji. Nic nie wskazuje jednak na to, by Xiaomi odbiło sobie bogatsze wyposażenie w naszej części świata wzrostem cen.

Ba, jest wręcz przeciwnie:

  • Xiaomi Mi 10 kosztował 3999 juanów w Chinach u 799 euro w Europie;
  • Xiaomi Mi 11 kosztuje 3999 juanów juanów i 749 euro w Europie.

Widać więc wyraźnie, że Xiaomi elastycznie dostosowało zawartość zestawu i politykę cenową do specyfiki danego rynku. I takie podejście szanuję.

Zobacz także:

Źródło artykułu:WP Komórkomania

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (9)