Crashlands miał być grą, na której nie można się zawieść. I tak też się stało [Android i iOS]
Wolność. To jedno uczucie, które tkwi w mojej głowie po pierwszych godzinach spędzonych z Crashlands. W ogromnym, dwuipółwymiarowym świecie czuję się jak dziecko w ogromnej piaskownicy. Walka z przeciwnikami, zbieranie zasobów, budowanie własnej bazy i tworzenie coraz to mocniejszych broni. To kryje w sobie najnowsza produkcja studia Butterscotch Shenanigans.
22.01.2016 | aktual.: 22.01.2016 11:47
Gra jest fabularną przygodówką, która w głównej mierze opiera się na tym samym mechanizmie co Minecraft – na craftingu. Gracz musi zebrać określoną ilość zasobów i według przepisu stworzyć inny przedmiot, broń czy pancerz. Główny bohater nie pozostaje bez imienia. Nazywa się Flux Dabes i jest intergalaktycznym przewoźnikiem, który miał drobny wypadek.
Podczas przewożenia jednej z przesyłek, jego statek napadł kosmita. Statek oczywiście się rozbił, ale nasz kurier wyszedł z tego cało. I tutaj rozpoczyna się główny wątek fabularny. Planeta, na której się rozbił to hektary tajemniczej, nieodkrytej krainy, pełnej niebezpiecznych stworzeń i różnorakich roślin. Gracz rozpoczyna od zbierania trawy, a kończy na laserze skierowanym w stronę wielkich, jednonogich nosorożców.
Kontynuacją wątku fabularnego jest odnajdywanie na planszy cywilizacji, osób i przedmiotów, które pomogą w odbudowaniu statku i końcowym dostarczeniu paczki. No bo w końcu nie ma teraz nic ważniejszego niż dostarczenie skrzynki z elektroniką na inną planetę. W dialogach przejawia się charakterystyczny humor twórców. Lekko wulgarny, ale wciąż trzymający poziom.
Po tapnięciu w ekran, bohater przechodzi we wskazane miejsce. Podobnie jest ze zbieraniem patyków, ścinaniem drzew czy walczeniem. Zebrane przedmioty są cały czas przy bohaterze, ale ten może w dowolnej chwili teleportować się do bazy lub punktów rozmieszczonych na mapie. Kiedy przeciwnik okaże się silniejszy wszystkie przedmioty zostają w danym miejscu, a ustalony wcześniej punkt jest miejscem odrodzenia się postaci.
Crafting nie sprawił mi problemów. Choć rozgrywka jest bardzo czasochłonna, w ogóle tego nie czuć, bo gra wciąga nas niczym czarna dziura. Zbieranie składników to wyruszanie w kolejną przygodę na nieodkryty teren. Wspaniała sprawa. Do tego jeszcze tylko ładna oprawa graficzna, płynne animacje oraz niczemu nieprzeszkadzający brak dźwięku uzupełniony pojedynczymi dialogami i mamy przepis na dobrą grę.
Przeciwnicy są zbudowani tak, by ich pokonanie nie zależało od prędkości, a od techniki. W praktyce to faktycznie działa. Każdy z nich atakuje inaczej i inaczej trzeba się przed nim bronić. W grze występuje też cykl dnia i nocy. Po zmierzchu jest bardziej niebezpiecznie i trudniejsi przeciwnicy wychodzą ze swoich jaskiń. Różnorodności jak widać nie brakuje i to kolejny duży plus.
Gra zapewnia kilka, o ile nie kilkanaście godzin porządnej rozrywki. Łączy w sobie wszystkie pozytywne cechy gry fabularnej, RPG i otwartego świata. Można tworzyć przedmioty i bronie, a nawet budować własne siedziby. Gwóźdź programu – zaczynasz grać na tablecie, później siadasz przed komputerem, a wieczorem leżąc w łóżku, dobijasz jeszcze ekwipunek. Czyż to nie jest piękne?
Taka gra jest możliwa tylko dzięki zapisom w chmurze. Twórcy chcąc poradzić sobie jakoś z piractwem, oddali tę opcję do dyspozycji tylko tym graczom, którzy po rejestracji wprowadzą na stronie numer zamówienia Sklepu Play.
Gra kosztuje 5 dolarów, ale można ją traktować jako zwykły dodatek do wersji PC na platformę Steam. Tam kosztuje 20$, co suma summarum daje wydatek ok. 100 zł. Dużo? Mało? Musicie zdecydować sami. Ta gra to jednak wybitne dzieło światowego poziomu. Choć jak narazie jest za wcześnie, by nazwać ją grą roku, to na pewno postawiła konkurencji wysoką poprzeczkę.
A co wy sądzicie o Crashlands? Będziecie grać czy może ponad 20 zł za mobilną grę to dla Was przesada? Piszcie! Miłego weekendu!
- Link do pobrania (Google Play)
- Link do pobrania (App Store)