Czy możesz wrzucić lokalizator AirTag do bagażu w samolocie? Sprawa jest skomplikowana
Schowanie lokalizatora Bluetooth w samolotowym bagażu może zaoszczędzić nerwów, ale niekoniecznie jest działaniem w 100 proc. legalnym. Przepisy nie zdają się nie nadążać za technologiczną rzeczywistością.
11.10.2022 | aktual.: 12.10.2022 18:55
W ostatnim czasie popularność lokalizatorów Bluetooth wystrzeliła w górę, bo własne urządzenia tego typu wypuściły firmy Apple oraz Samsung.
AirTag oraz SmartTag cieszą się dużą popularnością wśród pasażerów linii lotniczych. Wystarczy przyczepić takie urządzenie do bagażu rejestrowanego, by po wylądowaniu śledzić jego lokalizację i upewnić się, że walizka nie została skradziona lub porzucona w innym kraju podczas przesiadki.
A jednak wiele wątpliwości wzbudza to, czy działający lokalizator - będący przecież urządzeniem elektronicznym z baterią i aktywną transmisją - w ogóle może zostać umieszczony w bagażu rejestrowanym.
Lufthansa mówi "nie" AirTagom, zasłaniając się międzynarodowymi przepisami
Ostatnio pojawiają się plotki, jakoby pasażerom Lufthansy odmawiano prawa do umieszczenia lokalizatorów Bluetooth w bagażu rejestrowanym. Niemiecka linia lotnicza została wywołana do tablicy na Twitterze i potwierdziła te doniesienia pisząc, że "AirTagi zostały sklasyfikowane jako niebezpieczne", a przez to podczas podróży "muszą zostać wyłączone".
Pod tym tweetem wybuchła dłuższa dyskusja, podczas której przedstawiciele Lufthansy sprecyzowali, że zakaz nie jest kaprysem przewoźnika, ale wynika z regulacji Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego.
Podobne stanowisko przedstawił rzecznik niemieckich linii lotniczych podczas rozmowy z serwisem Airlines Magazine. Miał on stwierdzić, że "istnieje regulacja ICAO dotycząca tego typu urządzeń, ale nie ma nic wspólnego z Lufthansą lub jakimkolwiek innym przewoźnikiem".
Czy regulacje lotnicze naprawdę zabraniają przewożenia lokalizatorów Bluetooth?
Redaktorzy serwisu 9to5Mac przyjrzeli się wytycznym Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego w poszukiwaniu przepisów, które zabraniałyby przewożenia AirTagów. Trafili na zapis dotyczący urządzeń z bateriami litowo-jonowymi, ale na jego podstawie wysnuli wniosek, że lokalizator ze swoją zegarkową baterią CR2032 nie jest objęty zakazem.
Mimo wszystko postanowiłem pogrzebać nieco głębiej i na stronie Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych znalazłem konkretne wytyczne dotyczące "inteligentnego bagażu".
IATA nie ma problemu z niewielkimi bateriami w takich urządzeniach jak "wagi czy zamki", ale inaczej sprawa wygląda z bezprzewodową transmisją. Na stronie organizacji czytamy:
Lokalizatory takie jak AirTag czy SmartTag nie pozwalają na czasowe wyłączenie transmisji Bluetooth. Można jedynie całkowicie wyłączyć urządzenie poprzez wyjęcie baterii. Wówczas na lotnisku stanie się ono bezużyteczne, tracąc swą jedyną funkcję, czyli lokalizowanie bagażu poprzez łączność z pobliskimi smartfonami.
Czy takie regulacje mają w dzisiejszych czasach rację bytu? W mojej ocenie nie. Baterie w nowoczesnych lokalizatorach to te same, które lądują w zwykłych zegarkach. Z kolei łączność Bluetooth jest dziś na tyle bezpieczna, że wiele linii lotniczych nie zakazuje już jej wyłączana nawet podczas startu i lądowania samolotu.
Prawdopodobnie przepisy pisane były z myślą o bardziej zaawansowanych trackerach GPS, a ich prostsze w działaniu odpowiedniki to przykład dziecka wylanego z kąpielą.
Nie zmienia to jednak faktu, że w tym momencie wszystko zdaje się zależeć od nadgorliwości pracowników lotniska oraz linii lotniczych. Ci teoretycznie mogą nie dopuścić bagażu z AirTagiem na pokład samolotu i wskazać konkretną regulację, która im na to pozwala. Na ile często do takich sytuacji będzie dochodzić? Ciężko powiedzieć.
O tym, że wszystko zależy od pracownika, przekonałem się niedawno na własnej skórze. Zwiedziłem ponad 20 krajów na kilku kontynentach, mając w portfelu tzw. "kartę przetrwania", która - według deklaracji producenta - jest akceptowana przez linie lotnicze. Kilka miesięcy temu gadżet został mi jednak odebrany przez pracownika tureckiego lotniska, który uznał go za niebezpieczny.
Miron Nurski, redaktor prowadzący Komórkomanii