Galaxy Watch 4 to zmarnowany przepis na sukces. Samsung miał wszystko, by zrobić zegarek idealny
09.12.2021 14:46, aktual.: 09.12.2021 15:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wyobraź sobie, że jesteś kierownikiem restauracji i dysponujesz przepisem na doskonałe danie, które rzuciłoby twoich klientów na kolana. Postanawiasz jednak wykreślić z przepisu kilka składników, które i tak masz na stanie, w efekcie czego powstaje potrawa, która jest po prostu OK. Właśnie coś takiego zrobił Samsung ze swoim Galaxy Watchem 4.
Samsung Galaxy Watch 4 spędził u mnie kilka tygodni. Długo nie mogłem się zabrać za spisanie wrażeń z użytkowania, bo jest to zegarek ekstremalnie trudny w ocenie.
Z jednego strony to smartwatch bardzo przyzwoity i przyjemny w użytkowaniu. Z drugiej natomiast korzystanie z niego powodowało u mnie dyskomfort psychiczny. Cały czas czułem, że tak mało brakowało, by Galaxy Watch 4 był 100 razy lepszy.
Stosowany dotychczas przez Samsunga system Tizen ceniłem za - w mojej ocenie - najwygodniejszy interfejs, bazujący na obracanym pierścieniu. Oprogramowaniu brakowało jednak funkcji rozpoznawania polskiej mowy, polskiego asystenta, płatności mobilnych w naszym kraju czy solidnego zaplecza aplikacji.
To wszystko ma natomiast system Wear OS, który natomiast kulał w kwestii wygody obsługi interfejsu czy stabilności.
Gdy Samsung i Google ogłosili unifikację swoich platform, od razu odłożyłem pieniądze na zakup nowego zegarka, bo brzmiało to jak przepis na smartwatch idealny. Gdyby Samsung wziął Galaxy Watcha pierwszej generacji, wgrał na niego nową wersję systemu Wear OS i jedynie dorzucił swoją nakładkę, nie miałbym praktycznie żadnych powodów do narzekań. A jednak Koreańczycy obrali inną drogę.
Zacznijmy od tego, że Samsung Galaxy Watch 4 nie ma Asystenta Google
Samsung Galaxy Watch 4 to jedyny zegarek w 8-letniej historii systemu Wear OS, na którego pokładzie nie znajduje się głosowy asystent Google'a. Dotychczas brak ten dotyczył jedynie urządzeń dostępnych na rynku chińskim.
Powód? Samsung forsuje autorskiego asystenta Bixby, który jest głupi jak but i nawet nie rozumie polskiej mowy.
Co prawda już w sierpniu przedstawiciele Samsunga przebąkiwali, że Asystent Google może zostać dodany w przyszłości, ale - póki co - do niczego takiego nie doszło.
W mojej ocenie to irracjonalna decyzja, bo Asystent jest dla mnie największym atutem systemu Wear OS. Możliwość głosowego dodawania wydarzeń do kalendarza, tworzenia notatek, dyktowania maili czy wyszukiwania informacji jest nie do przecenienia, a Samsung z własnej woli wyrzucił to wszystko do kosza.
Bateria Samsunga Galaxy Watch 4 jest bezsensownie przeciętna
Google chwalił się, że dzięki współpracy z Samsungiem oprogramowanie Wear OS 3 zostało odchodzone, a dzięki temu jest bardziej łaskawe dla baterii. Co więc zrobił Samsung? Zastosował śmiesznie małe akumulatorki, by Galaxy Watch 4 czasem nie działał zbyt długo.
Wersja 40 mm ma baterię 247 mAh, a wariant 44 mm ogniwo 361 mAh. Takie same akumulatory zastosowano w 42- i 46-milimetrowych wariantach Galaxy Watch 4 Classic.
To wartości skromne jak na smartwatche. Konkurencyjny TicWatch Pro 3 ma akumulator 577 mAh, czyli o ponad 60 proc. większy niż największy Galaxy Watch 4.
Tak, zegarek Samsunga jest dzięki temu wyjątkowo smukły i lekki. Osobiście przełknąłbym jednak te kilka dodatkowych milimetrów i gramów, gdyby działał dzięki temu dobę dłużej. A to było na wyciągnięcie ręki.
Galaxy Watch 4 w wersji 44 mm pracował u mnie na jednym ładowaniu ok. 30 godzin. Mówimy o sytuacji, gdy włączone są wszystkie powiadomienia, ciągły pomiar pulsu i monitorowanie snu. Korzystanie z trybu Always-On Display i funkcji sportowych dodatkowo skraca ten czas.
Samsung Galaxy Watch 4 odziedziczył akumulator po pierwszej generacji, spokojnie wykręcałby na jednym ładowaniu weekend. A tak wyjeżdżam w sobotę rano, a w niedzielę popołudniu oglądam komunikat o rozładowanej baterii. Słabo.
Galaxy Watch 4 jest też mniej samsungowy niż poprzednie zegarki tej firmy
W poprzednich modelach bardzo lubiłem widżet SmartThings, który pozwalał na wygodne kontrolowanie domowych urządzeń z poziomu zegarka. Jedno kliknięcie i światło zgaszone.
W Galaxy Watchu 4 takiego widżetu nie znalazłem, a SmartThings dostępne jest jedynie jako aplikacja. A to zmienia postać rzeczy, bo wyszukiwanie konkretnej apki z dłuższej listy nie jest tak wygodne jak użycie widżetu oddalonego o jeden ruch palca.
Dodatkowo korzystanie ze wszystkich funkcji sportowych wymaga odpalenia aplikacji Samsung Health. To zrozumiałe, ale niestety Koreańczycy nie dogadali się z Google'em i danych pochodzących z tej platformy nie da się zsynchronizować z Google Fit, czyli domyślną apką aportową systemu Wear OS.
Zegarek ten stoi więc w dziwnym rozkroku. Ma mniej usług Google'a niż inne zegarki z Wear OS-em i mniej aplikacji Samsunga niż poprzednie zegarki z Tizenem, a współpraca obu gigantów okazała się mocno ograniczona.
Samsung Galaxy Watch 4 nie ma też fizycznego pierścienia, ale to mniejszy problem niż myślałem
Samsung od 2015 roku stosuje obracane pierścienie, które służą do przewijania treści bez konieczności dotykania ekranu. W tym roku taki pierścień został zarezerwowany dla droższego modelu Classic.
Galaxy Watch 4 ma zamiast tego ramkę, która reaguje na dotyk. Co prawda wciąż wolę fizyczny bezel, ale nie jest to rozwiązanie złe. Ramka precyzyjnie reaguje na polecenia, a wbudowany silnik wibracyjny imituje ruch zębatek, dzięki czemu niektóre czynności po przyzwyczajeniu można robić bezwzrokowo.
"Najgorsze" jest to, że Samsung Galaxy Watch 4 to w dalszym ciągu bardzo fajny zegarek
Wspomniałem już wcześniej, że to bardzo ciężki w ocenie sprzęt. Jego liczne wady uwidocznione są bowiem właśnie przez to, że Galaxy Watch 4 jest naprawdę bliski ideału.
Wear OS daje dostęp do masy fajnych aplikacji, których na Tizenie nie było. Płacenie zegarkiem jest super wygodne, a przyklejone do nadgarstka Mapy Google ułatwiają poruszanie się po obcych miastach.
Galaxy Watch 4 ma bardzo solidne zaplecze sportowe i zdrowotne. Do takich bajerów jak EKG i ciśnieniomierz doszła nawet funkcja pomiaru składu ciała. Co prawda zamknięty obwód obejmuje jedynie ręce i klatkę piersiową, więc biegaczom niekoniecznie ułatwi to monitorowanie postępów, ale już osoby podnoszące ciężary czy robiące pompki taki dodatek docenią.
Interfejs bazujący na pierścieniu - nawet jeśli ten nie jest fizycznie obracany - bardzo ułatwia korzystanie ze smartwatcha, a zastosowany wyświetlacz jest doskonały.
Jest i ładowanie bezprzewodowe, więc nie trzeba wszędzie targać ze sobą specjalnej ładowarki. Wystarczy choćby kompatybilny smartfon (od Galaxy S10 w górę) z ładowaniem zwrotnym.
Nawet ceny nie są specjalnie wygórowane. Galaxy Watch 4 startuje z poziomu 1169 zł, a kończy na 1999 zł za największy wariant LTE. W czasach, w których producenci coraz śmielej wyceniają swoje zegarki na ponad 2000 zł, takie kwoty zdają się być całkiem rozsądne i konkurencyjne.
Z jednej strony Galaxy Watcha 4 mogę uznać za zegarek jak najbardziej warty swojej ceny. Z drugiej natomiast boli mnie to, że tak mało brakowało, by był to sprzęt znacznie lepszy.
Gdyby Samsung nie zastapił na siłę Asystenta Google swoim Bixby, zastosował nieco większą baterię oraz przeniósł komplet własnych aplikacji i widżetów z poprzednich zegarków, pierwszy ustawiłbym się po niego w kolejce. A tak z niecierpliwością wyczekuję Galaxy Watcha 5.
Zobacz także: