Nie wiem, czy Google Stadia odniesie sukces, ale wierzę, że granie w chmurze to przyszłość
Zauważyłem, że projekt Google Stadia spotkał się ze sceptycznym nastawieniem mediów branżowych oraz samych internautów. Czy granie w chmurze faktycznie jest skazane na porażkę? Nie byłbym tego taki pewien.
21.03.2019 | aktual.: 24.03.2019 12:07
Stadia to nowa platforma dla graczy, która w założeniach ma pozwolić na cieszenie się ulubionymi tytułami, nawet wysokobudżetowymi, na niemal dowolnym urządzeniu z ekranem: laptopie, smartfonie czy nawet zwykłym telewizorze z podpiętym Chromecastem.
Wszystkie obliczenia mają być wykonywane w chmurze, a urządzenie gracza ma jedynie wyświetlać strumieniowany obraz oraz odbierać polecenia.
Granie w cokolwiek, kiedykolwiek i na czymkolwiek bez konieczności instalowania gier to piękna wizja. I jaka oszczędność. A jednak nie brakuje głosów sceptycyzmu.
"Google Stadia nie ma sensu, bo internet"
Część malkontentów twierdzi, że globalna infrastruktura sieciowa jest zbyt słaba, by uporać się z graniem w chmurze. Czujnym oczom internautów nie umknął zresztą fakt, że już na prezentacji nie brakowało symboli buforowania.
TechCrunch swoje wrażenia z korzystania ze Stadii zaczyna od opisu przycięć animacji, opóźnień i gwałtownych spadków rozdzielczości. W kolejnych akapitach zaznacza jednak, że sytuację poprawił reset platformy, a usługa była testowana na... hotelowym Wi-Fi.
I tu przechodzimy do sedna sprawy.
5G zmieni wszystko
Google zapowiada platformę Stadia. Microsoft prezentuje usługę Xcloud. Do sieci trafiają przecieki, jakoby nad graniem w chmurze pracował Apple. A wszystko to dokładnie w czasie, w którym pierwsze kraje zaczynają uruchamiać sieć 5G. Przypadek? Bynajmniej.
Sieć 5G od podstaw budowana jest z myślą o usługach, które wymagają niskich opóźnień w transmisji danych. Robotach, które mają umożliwić chirurgom przeprowadzanie operacji z drugiego końca świata. Autonomicznych samochodach, które - analizując to, co się dzieje na drodze - będą wymagać natychmiastowej reakcji serwera.
Mówimy o opóźnieniach poniżej 1 ms. Sieć 5G nie będzie miała najmniejszych problemów, by zapewnić jakość chmurowego grania na poziomie nieodróżnialnym od rozgrywki stacjonarnej na konsoli czy pececie.
"Google Stadia upadnie, bo OnLive"
OnLive to chmurowa usługa, która została uruchomiona w 2010 roku i umożliwiała granie na telefonie w pecetowe gry. Firma ogłosiła upadłość w 2012 roku, a nowy właściciel wyłączył wszystkie serwery w roku 2015 (po czym na zgliszczach usługi wyrosło PlayStation Now). To - zdaniem niektórych - ma być argumentem przemawiającym za tym, że Stadia też nie przetrwa.
Często przytaczam na łamach Komórkomanii cytat nie-pamiętam-kogo o tym, że w świecie technologii od wprowadzenia jakiegoś rozwiązania za późno gorsze jest tylko wprowadzenie go za wcześnie. I dokładnie tak było z OnLive'em.
W 2010 roku infrastruktura sieciowa (zwłaszcza mobilna) dopiero raczkowała, a OnLive nie miał za sobą właściciela z workiem pieniędzy, który byłby w stanie utrzymywać usługę przy życiu tak długo, by ta dotrwała do przyjaźniejszych czasów. Stadia za sobą takiego właściciela ma. W dodatku Google nie będzie musiał czekać zbyt długo, bo przecież wdrażanie sieci 5G to proces, który już się zaczął.
"Google Stadia poniesie klęskę, bo Google+ i Allo"
Sam Sabri, powiązany do niedawna z serwisem Windows Central, wylicza na Twitterze usługi, które Google zamknął (lub zamknie wkrótce). Prawdopodobnie próbując w ten sposób pokazać Google'a jako firmę, której nic nie wychodzi.
Abstrahuję już od tego, że wrzucanie tych wszystkich produktów do jednego wora jest idiotyczne. Owszem, kilka okazało się kompletnymi niewypałami, ale nie wszystkie. Glassy nie odniosły sukcesu na rynku konsumenckim, ale radzą sobie dobrze w branży profesjonalnej. Inbox został ubity tylko dlatego, że najbardziej lubiane przez użytkowników funkcje przeniesiono do Gmaila. Z Projectu Ara zrodziła się seria modułowych smartfonów Moto Z, która wciąż jest rozwijana. Reader był przez użytkowników uwielbiany, ale Google znalazł po prostu bardziej lukratywne sposoby dostarczania treści.
Najważniejsze jest jednak to, że na każde Google+ przypada jakiś Android. Na każde Allo przypada jakiś YouTube. Google zrewolucjonizował lub/i zdominował wiele branż i jest na dobrej drodze, by zrobić to z kolejną.
Zalet grania w chmurze jest przecież masa
W 2011 roku Rockstar z okazji 10. urodzin "GTA III" przeniósł tę grę na smartfony. Pamiętacie towarzyszącą temu wydarzeniu ekscytację graczy? "O ja, duża gra z peceta na telefonie!" - tak było.
To teraz wyobraźcie sobie, że w "GTA VI" być może będzie można zagrać już w dniu premiery. Na telefonie za 500 zł, 10-letnim laptopie z Linuksem i starym smart TV. Sekundy po wypuszczeniu gry. Z pełną synchronizacją postępów między urządzeniami. Na maksymalnych ustawieniach graficznych.
A któregoś pięknego dnia - nie robiąc zupełnie nic i nie wydając żadnej dodatkowej złotówki - być może dostrzeżemy poprawioną grafikę. Bo usługodawca zaktualizuje serwery.
Nie wiem, czy Google Stadia przetrwa, ale granie w chmurze to przyszłość
Nie chcę wróżyć z fusów i wyrokować, czy będzie sukces. To może zależeć od masy czynników i decyzji biznesowych, a przecież na razie nie znamy nawet ceny usługi i startowej listy gier.
Nie wyobrażam sobie jednak, by w erze 5G choć jedna platforma tego typu nie zrewolucjonizowała branży gier wideo. W chmurze drzemie zbyt wielki potencjał.