Boom na Pokemon GO dobiega końca, ale twórcy nie mają powodów do obawy
Trendy mają do siebie to, że prędzej czy później się kończą. Nie inaczej jest w przypadku gry Pokemon GO, chociaż jej twórcy i tak wciąż zarabiają najwięcej.
15.09.2016 | aktual.: 15.09.2016 20:11
Największy fenomen na rynku aplikacji mobilnych
Pokemon GO okazało się o wiele większym sukcesem niż można było sądzić nawet na chwilę przed premierą. Tytuł ten zapowiedziano w końcu już dość dawno temu i do czasu pojawiania się na pierwszych smartfonach nie wzbudzał aż tak wielu emocji. Skala zainteresowania grą zaskoczyła nawet jej twórców, czego najlepszym potwierdzeniem były problemy z przeciążonymi serwerami.
Tytuł Niantic Labs, który umożliwia graczom stanie się trenerem pokemonów i łapanie wirtualnych stworków spacerując po okolicy, szturmem zdobył rynek mobilny. Gra w błyskawicznym czasie stała się najczęściej pobieraną pozycją mobilną - osiągnięcie progu 50 mln pobrań Pokemon GO zajęło jedynie 19 dni, a początkowo nie była ona dostępna globalnie.
Ogromne powody do zadowolenia mieli również twórcy z firmy Niantic Labs, której dochody zwielokrotniły się po premierze Pokemon GO. Nic co dobre, nie trwa jednak wiecznie. Boom na pokemony w AR powoli się kończy.
Pokemon GO to tytuł, który przez pierwszych parę dni grania prezentuje się świetnie. Zachęca do ruszenia się sprzed komputera i odkrywania/łapania coraz to nowych pokemonów. Później jest już niestety gorzej. Cała mechanika oparta jest na tzw. gridzie, czyli żmudnym powtarzaniu konkretnych czynności, w celu zdobycia upragnionego maksymalnego poziomu awatara.
Może i nie byłoby to takie złe, gdyby nie jeden szkopuł. Zwyczajnie brakuje endgame'u - czegoś, co gracze mogliby robić tylko po osiągnięciu maksymalnego poziomu. W tytule Niantic Labs rozgrywka w ogóle się nie zmienia, łapiemy stworki z coraz większym wskaźnikiem CP oraz w kółko odwiedzamy te same poke stopy i siłownie...
Celem nadrzędnym jest oczywiście złapanie wszystkich dostępnych pokemonów, ale jakoś przesadnie nigdy się tym nie przejmowałem. Wyraźnie za to brakowało mi wielu rzeczy, które znane są z tytułów na konsolki Nintendo. Wspomnę tylko o niektórych z nich:
- brak opcji wymienia się pokemonami, która jest bardzo mocno promowana przez Nintendo (niektóre stwory ewoluują tylko podczas wymiany);
- brak możliwości realnej walki z innymi graczami - zmagania w siłowniach to zdecydowanie za mało, aby przykuć uwagę graczy na dłużej;
- brak bardziej rozbudowanego systemu ruchów i walki w turach, a także wpływu na ataki, jakimi dysponują dane pokemony;
- niezbyt jasne statystyki pokemonów i rozbieżności w rozkładzie siły pokemonów w porównaniu z normalnymi grami na konsolach (Alakazam, którym nie da się walczyć!);
- dostęp do pokemonów jedynie z pierwszej generacji;
- brak możliwości przywiązania się do wybranych stworków, ich treningu (EV) - nie ma sensu wzmacniać pokemonów przed 30 poziomem, a do obrony/zdobywania siłowni wykorzystywanych jest tylko kilka z nich.
Niantic Labs prędko nie da za wygraną, ale to i tak nic nie zmieni
Twórcom trzeba oddać to, że dość często wprowadzali aktualizacje dla Pokemon GO - udało im się usprawnić wiele opcji (np. radar), a także dodać kilka nowych funkcji (dostęp do statystyk IV). Niantic Labs zbyt długo zwlekało jednak z dodawaniem naprawdę ważnych nowości, jak Buddy Pokemon. Ta powinna dostępna być już na starcie, dzięki czemu wybór startera miałby jakikolwiek sens - Charmandera zamieniłem na cukierka, gdy tylko udało mi się złapać lepszego...
Usprawiedliwieniem twórców może być to, że sukces Pokemon GO ich zaskoczył. Nie mieli oni konkretnego planu wprowadzania kolejnych nowości, a nad dodanymi opcjami pracowali na bieżąco. Teraz, gdy boom na tytuł przemija, firma musiałaby przygotować naprawdę dużą aktualizację (dodanie kolejnej generacji pokemonów czy rozbudowanie interakcji między graczami), a na to się w chwili obecnej nie zanosi.
Wyraźny spadek zainteresowania Pokemon GO
Najnowsze dane jasno wskazują, że szał Pokemon GO dobiega końca. Według danych Slice Intelligence w sierpniu liczba graczy, którzy wydawali pieniądze w grze, zmalała aż o 79 proc. To najważniejsza część graczy - to dzięki osobom płacącym realnie pieniądze za wirtualne przedmioty/dodatki, firmy mogą prężnie rozwijać swoje tytuły free-to-play.
Tych w Pokemon GO będzie coraz mniej, gdyż gra w obecnej formie zwyczajnie się nudzi. Nie pomoże też decyzja o odcięciu tych, którzy mają złamane oprogramowanie w iPhone'ach lub roota w smartfonach z Androidem, co Miron trafnie określił jako "wylewanie dziecka z kąpielą". Czy twórcy mają powody do zmartwień? Na razie - zdecydowanie nie.
To oczywiście nie koniec Pokemon GO
Pokazują to dobitnie również dane zebrane przez Slice Intelligence. Wskazują one, że nawet po tak dużym spadku graczy korzystających z mikropłatności, Pokemon GO wciąż jest najlepiej zarabiającą grą mobilną. Niantic Labs w zestawieniu dla rynku amerykańskiego wypada pod tym względem aż sześć razy lepiej niż twórcy Candy Crush Saga. Robi wrażenie.
Wyraźnie pokazuje to skalę popularności, z jaką mamy do czynienia w przypadku Pokemon GO. Nawet gdy z rozgrywki zrezygnuje większość graczy, to ich baza wciąż pozostanie bardzo duża. Jest wielu wytrwałych fanów pokemonów, którym system rozgrywki w wersji GO nie przeszkadza. To dla nich przygotowano dodatki, jak opaska Pokemon Go Plus czy wsparcie dla smartwatchy, i to oni cierpliwe poczekają na rozszerzenie funkcjonalności gry.
Ja do zabawy w Pokemon GO już nie wrócę. A wy? Wciąż bawicie się w łapanie wirtualnych stworków?