Rządowa aplikacja w każdym telefonie. To nowy obowiązek
08.09.2022 09:00, aktual.: 08.09.2022 12:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Władza chce nałożyć na sprzedawców telefonów nowy obowiązek. W każdym urządzeniu ma pojawić się obowiązkowa rządowa aplikacja. Ma to pomóc w zapewnieniu obywatelom bezpieczeństwa. Pojawiają się jednak pytania o prywatność.
Obowiązkowa aplikacja rządowa w każdym smartfonie sprzedawanym na terenie Polski. Taki pomysł ma zamiar zrealizować rząd przez zapisy wynikające z nowej ustawy o ochronie ludności oraz stanie klęski żywiołowej. Działania te mają pomóc w zapewnieniu obywatelom bezpieczeństwa, ale trudno ocenić, na ile ten pomysł się sprawdzi.
Jak zauważa "Dziennik Gazeta Prawna", obowiązkowe aplikacje, o których mowa, to Regionalny System Ostrzegania (RSO) i Alarm112. Pierwsza z nich służy do informowania o zagrożeniu, które występuje w pobliżu osoby użytkującej aplikację. Druga działa odwrotnie - pozwala zgłosić zagrożenie odpowiednim służbom, jest to alternatywa do dzwonienia pod numer alarmowy 112.
Aplikacje te nie są zbyt popularne. Pierwszą z nich zainstalowało 100 tys. użytkowników, drugą zaś tylko 10 tys., podczas gdy ze smartfonów korzysta 80 proc. Polaków. Wynik zatem nie powala.
W tej chwili przepisy nie mówią zbyt wiele. Jak zauważają dziennikarze "DGP", za instalację oprogramowania ma odpowiadać dystrybutor urządzeń, lecz nie wiadomo, kim on jest. Może chodzić tu o operatorów sieci, którzy oferują telefony, a może o autoryzowane punkty producentów. Wiadomo, że chodzi tu tylko o sprzęt, który jest udostępniany na rynku po raz pierwszy.
Jakie będą skutki?
Zainstalowane aplikacje będzie można usunąć. Będzie to decyzja użytkownika. A zdaniem przedstawicieli biura prasowego Orange, wielu użytkowników usuwa preinstalowane aplikacje, o ile to tylko możliwe. Dość często ma być to spowodowane ich obawą o prywatność. Aplikacje Alarm112 i RSO wykorzystują m.in. dostęp do lokalizacji użytkownika.
Orange potwierdza, że istnieje możliwość dodania wspomnianych aplikacji do sprzedawanych przez sieć urządzeń. Teoretycznie możliwe jest także zainstalowanie ich na urządzeniach, które już są w posiadaniu użytkowników, lecz takiego obowiązku ustawa nie przewiduje.
A co z mObywatel?
Krzysztof Izdebski z Fundacji Batorego uważa, że zamiast instalować kolejne aplikacje, można by dołączyć je do aplikacji mObywatel. Jest ona dobrowolna i dość popularna - pobrało ją ponad 5 milionów użytkowników.
Jego zdaniem, aby aplikacja odniosła sukces, musi być godna zaufania i użyteczna. Przykładem takiego rozwiązania jest ukraiński program Diia, z którego korzysta ponad 17 mln obywateli tego kraju. Można przy jego użyciu załatwić urzędowe sprawy, zarejestrować firmę, brać udział w nauce zdalnej czy nawet oglądać ukraińską telewizję. Innym przykładem takiej aplikacji jest chiński WeChat, który jest swego rodzaju centrum cyfrowego życia.
Karol Kołtowski, dziennikarz Komórkomanii