Smartfony projektowane przez prawników, czyli gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o patenty
Przedstawiciel firmy pokazuje mi telefon na kilka miesięcy przed premierą. "Dlaczego w interfejsie są przyciski ekranowe, a nie gesty?" - pytam. "Mamy już zaimplementowane gesty w testowej wersji oprogramowania, ale nasz dział prawny uznał, że jeszcze nie możemy ich wprowadzić" - słyszę w odpowiedzi.
18.12.2018 | aktual.: 23.12.2018 15:18
Chyba każdy użytkownik smartfonów dopatrzył się w swoim urządzeniu jakiejś nielogicznej wady. Czegoś, co w konkurencyjnym produkcie rozwiązane jest lepiej. Czegoś, co z nieznanego powodu wymaga o jednego kliknięcia za dużo lub czegoś, czego po prostu brakuje, choć nie widać ku temu żadnej wyraźnej przyczyny.
Kilka lat pracy w branży technologicznej nauczyło mnie jednego. Gdy pojawia się pytanie "dlaczego?", w 9 przypadkach na 10 odpowiedź brzmi "ponieważ patenty".
W 2011 roku Google kupił Motorolę za 12,5 mld dolarów. W 2014 sprzedał ją za 2,9 mld dolarów. Najmniej opłacalna transakcja tysiąclecia? Cóż, mogło być wręcz przeciwnie.
Po sprzedaży Motoroli Google zostawił sobie blisko 23 000 z ok. 25 000 nabytych wraz z firmą patentów. Producenci smartfonów z Androidem zyskali tym samym dostęp do olbrzymiej bazy rozwiązań, z których mogą korzystać. Gdyby nie to, kto wie, czy część firm, zniechęcona licznymi pozwami, nie zaczęłaby inwestować w konkurencyjne systemy.
Smartfony projektowane przez prawników
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielką rolę w przygotowywaniu smartfonów odgrywają prawnicy, których zadaniem jest upewnienie się, że żadna cecha urządzenia nie narusza bezprawnie niczyjej własności intelektualnej. Dlatego w przypadku przytoczonej na wstępie firmy to nie programiści, lecz prawnicy walczą o to, by przyciski nawigacyjne w jej smartfonach zostały zastąpione znacznie wygodniejszymi gestami.
Przed kilkoma miesiącami z niezadowoleniem użytkowników spotkała się funkcja ukrywania wcięcia w ekranie, która z dnia na dzień zniknęła z wybranych smartfonów Nokii. Później okazało się, że problem tkwił - a jakżeby inaczej - w braku stosownych licencji.
Pracę prawników utrudnia fakt, że nie wszystkie patenty i licencje obejmują cały świat. Sony do niedawna sprzedawało swoje Xperie w Stanach Zjednoczonych z wyłączonymi czytnikami linii papilarnych. Oficjalnie firma wspominała o "wewnętrznych i zewnętrznych przyczynach", ale prawdziwego powodu możemy się domyślać. Jak staram się dowieść - gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o patenty.
Kopiować nie kopiując
Wbrew pozorom próby dotarcia do autorów patentów w celu uiszczenia opłaty licencyjnej niekoniecznie są najpowszechniejszą praktyką. Z punktu widzenia producenta najbardziej opłacalne jest zrobienie - pozornie - tego samego, ale inaczej. W taki sposób, by użytkownik nie zauważył różnicy, ale prawnicy nie mieli się do czego przyczepić.
Wiecie, że Douglas Carl Engelbart - wynalazca myszy komputerowej - przez całe życie nie zarobił na swoim pomyśle nawet centa? Tak, pomysłodawca jednego z najpopularniejszych urządzeń w dziejach ludzkości nie miał z tego zupełnie nic.
Engelbart publicznie zaprezentował "wskaźnik osi X i Y w systemach komputerowych" w roku 1968, a patent na niego otrzymał w roku 1970. Rozwiązanie po latach spotkało się z olbrzymim zainteresowaniem, ale - ku rozczarowaniu wynalazcy - wszystkim producentom akcesoriów udało się obejść patenty choćby poprzez implementację innego mechanizmu (w myszy Engelbarta był on oparty o dwie kulki).
Patenty i licencje są także przyczyną zamieszań z nazwami smartfonów
Ciekawiło mnie, dlaczego smartfon Motoroli nazywany jest "Moto G piątej generacji" zamiast po prostu "Moto G5". Gdy skontaktowałem się w tej sprawie z firmą, okazało się, że wyłączność na wykorzystywanie w oznaczeniach smartfonów litery G wraz z liczbami ma firma LG.
Akurat w tym przypadku ciężko się firmie dziwić, bo sama rozwija serię LG G. Istnieją jednak o wiele bardziej absurdalne historie tego typu.
Chiński smartfon OPPO R17 Pro w Europie zadebiutował jako OPPO RX17 Pro. Dlaczego? Dowiedziałem się, że jeden z "życzliwych" rywali OPPO zastrzegł w Europie oznaczenie R17 (i kilka kolejnych), tylko po to, by utrudnić Chińczykom debiut na Starym Kontynencie.
Patentowe porozumienia
Pojedynczy telefon może być sumą tysięcy opatentowanych przez kogoś rozwiązań. Patentuje się bowiem niemalże wszystko - od sposobu działania pojedynczych komponentów, przez sposób ich rozmieszczenia, aż po najmniejsze drobnostki w oprogramowaniu. Dotarcie do właścicieli każdego rozwiązania lub obchodzenie wszystkich licencji byłoby niewykonalne, z czego firmy technologiczne doskonale zdają sobie sprawę. Dlatego coraz częściej nawiązywane są patentowe sojusze.
W 2005 roku kilku gigantów branży IT utworzyło projekt Open Invention Network, w ramach którego rozwijana jest wspólna pula patentów związanych z Linuksem (a więc i Androidem). Jak donosi serwis ZDNet, w październiku 2018 roku na przekazanie ok. 60 000 patentów zdecydował się Microsoft. Warto wspomnieć, że gigant wcześniej zarabiał na tych patentach 5-15 dolarów od każdego smartfonu z Androidem, co przekładało się na wielomiliardowe zyski.
Jeden z najbardziej znanych przykładów patentowych współprac to ta nawiązana przez HTC i Apple'a. W 2012 roku firmy zdecydowały się zakończyć batalie sądowe porozumieniem, w ramach którego wzajemnie licencjonują opatentowane przez siebie rozwiązania. Ta decyzja miała olbrzymi wpływ na wzornictwo kilku generacji iPhone'ów, których metalowe obudowy zawierają paski antenowe - rozwiązanie opracowane przez HTC.
Licencjonowanie jako pomysł na biznes
Podczas premiery prawnych słuchawek Bluetooth do smartfonów, przedstawiciel ich producenta podzielił się ze mną ciekawą historią. Konstrukcja wspomnianych słuchawek bazuje na nietypowym mechanizmie ich składania, który, jak się okazało, został opatentowany przez jakiegoś mężczyznę. Dostaje on za to kilka dolarów od każdego egzemplarza, więc - przy odpowiedniej skali sprzedaży - może być dla niego jedynym źródłem utrzymania.
Istnieje mnóstwo firm, których działalność opiera się głównie (a często wyłącznie) na hurtowym generowaniu patentów i czerpaniu z tego tytułu korzyści. Jedna z bardziej znanych w branży to VirnetX - firma, która ma na swoim koncie głośne procesy m.in. z Microsoftem czy Apple'em.
Warto mieć to wszystko na uwadze patrząc na swój telefon
Jeśli wkurza cię, że ikonka edycji budzika znajduje się po lewej, a nie po prawej, nie musi to oznaczać, że interfejs projektował zespół troglodytów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ikonka znajduje się po złej stronie tylko po to, byś mógł zapłacić za telefon 50 zł mniej.
P.S. Artykuł w dużej mierze oparty jest na moich rozmowach z dobrze poinformowanymi ludźmi, z których część prosiła o zachowanie anonimowości i nie wymienianie nazw firm, o które chodzi. Wybaczcie więc, że niektóre wydarzenia zostały opisane ogólnikowo. Zapewniam jednak, że są prawdziwe.
Zobacz również: