W Huaweiu P50 Pro zabrakło mi jednej rzeczy. I nawet nie są to apki Google

W Huaweiu P50 Pro zabrakło mi jednej rzeczy. I nawet nie są to apki Google

W Huaweiu P50 Pro zabrakło mi jednej rzeczy. I nawet nie są to apki Google
Miron Nurski
29.01.2022 11:20, aktualizacja: 01.02.2022 17:17

Jedyna rzecz, której tak naprawdę brakuje Huaweiowi P50 Pro, to... cokolwiek. Cokolwiek, czego nie mają smartfony konkurencji.

W wyniku sankcji nałożonych przez USA, firmy, które podczas wytwarzania swoich produktów wykorzystują amerykańskie technologie i patenty, nie mogą współpracować z Huaweiem bez odpowiedniej licencji. Problem ten zazwyczaj jest sprowadzany do "smartfony Huaweia nie mają aplikacji Google'a", ale jest tak naprawdę dużo bardziej złożony.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Huawei, a więc i P50 Pro, został odcięty m.in. od:

  • fotograficznych matryc Sony;
  • autorskich czipów Kirin;
  • licencji na modemy 5G.

A to tylko te najbardziej znane przykłady. Typowy smartfon taki jak Huawei P50 Pro jest złożony z ponad 2000 komponentów, z których każdy może być zabetonowany setkami patentów. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak trudne jest odnalezienie się w tym gąszczu licencyjnych labiryntów, wyselekcjonowanie garstki niezakazanych technologii i zbudowanie z nich flagowego telefonu za 5499 zł.

Dość wspomnieć, że marketing Huaweia od lat stoi na aparatach, a wysokiej jakości sensory opracowywał we współpracy Sony. Co zrobić w sytuacji, gdy wieloletnie i owocne partnerstwo zostaje nagle zakończone w wyniku kaprysu amerykańskiego rządu?

No właśnie - Huawei tego nie komunikuje (nic dziwnego), ale z nieoficjalnych doniesień wynika, że P50 Pro wykorzystuje matryce firmy OmniVision. Ta była dotychczas praktycznie nieobecna w segmencie premium i znana jest raczej z produkcji sensorów do tańszych smartfonów.

Obraz

Domniemany sensor główny Huaweia P50 Pro - OmniVision OV50A - jest mniej zaawansowany technologicznie i o 20 proc. mniejszy niż ten z P40 Pro.

Absurdów jest więcej. Smartfon ma wbudowany modem 5G, ale ze względów licencyjnych musiał on zostać dezaktywowany programowo. No i nie bez przyczyny Huawei P50 Pro trafia na polski rynek prawie 2 lata po swoim poprzedniku.

Znając problemy, z którymi od dawna boryka się Huawei, spodziewałem się, że P50 Pro albo nigdy nie powstanie, albo będzie gigantyczną katastrofą. A jednak powstał i bynajmniej katastrofą nie jest, bo w miarę skutecznie udaje zwykłego flagowca. I właśnie - tu pojawia się mój największy problem z tym telefonem.

Huawei P50 Pro udaje flagowca i w żaden sposób nie rekompensuje braków

Co robi wokalista, który nie śpiewa wybitnie, ale marzy o wielkiej karierze? Nadrabia braki wokalne swoją przebojowością, atrakcyjnością czy czymkolwiek, co będzie w stanie zrekompensować brak talentu.

Huawei jest jak taki wokalista, któremu odebrano talent, więc żeby utrzymać się na powierzchni postanowił udawać, że wciąż umie śpiewać. Problem w tym, że to nie działa.

Huawei P50 Pro na pierwszy rzut oka wygląda jak zwyczajny, solidnie wyposażony smartfon premium. Ale to tylko pozory, bo podczas użytkowania okazuje się, że aparat ma trochę niedoróbek, 5G nie działa, a brak aplikacji Google'a szybko zaczyna doskwierać.

Najgorsze jest to, że smartfon nie daje nic w zamian. W tym segmencie cenowym wszyscy główni konkurenci - którzy nawet nie muszą niczego rekompensować - znaleźli sposób, by się wyróżnić.

Xiaomi Mi 11 Ultra ma z tyłu dodatkowy ekran, który pomaga przy robieniu zdjęć. iPhone 13 Pro Max ma potężny sensor LiDAR i fantastyczny Tryb filmowy, który daje masę frajdy podczas kręcenia wideo. Lada moment na rynek trafi Samsung Galaxy S22 Ultra z zaawansowanym rysikiem.

Na tym tle Huawei P50 Pro - nawet gdyby miał aplikacje Google'a - wypada blado. Nawet specyfikacja nie jest wyśrubowana; smartfon ma Snapdragona 888 sprzed roku, a trafia na rynek w momencie, w którym pojawił się już czip nowej generacji. Z kolei 8 GB RAM-u wypada blado na tle konkurencyjnych smartfonów z 12 GB.

Aparat Huaweia P50 Pro jest dobry, ale w tej cenie dobry to za mało

Huawei P50 Pro ma na tylnym panelu dwie okrągłe wysepki, w których umieszczono:

  • aparat główny 50 Mpix z przysłoną f/1,8 i optyczną stabilizacją obrazu;
  • aparat 40 Mpix z matrycą monochromatyczną i przysłoną f/1,6;
  • aparat 64 Mpix z peryskopowym teleobiektywem f/3,5 o 3,5-krotnym przybliżeniu optycznym i optyczną stabilizacją obrazu;
  • aparat 13 Mpix z obiektywem ultraszerokokątnym i przysłoną f/2,2.

Jak wspomniałem, P50 Pro ma mniejszą matrycę od poprzednika. Huawei deklaruje jednak, że aparat główny współpracuje z monochromatycznym. Dane z obu sensorów mają być łączone, w efekcie czego smartfon przechwytuje ponoć o 103 proc. więcej światła. Czy tak jest faktycznie? Cóż...

Zrobiłem prosty eksperyment - zasłoniłem aparat monochromatyczny kawałkiem plastiku, przymocowałem telefon do statywu i zrobiłem zdjęcie. Potem odsłoniłem drugi obiektyw, odczekałem kilka sekund i zrobiłem drugie zdjęcie. Powinno być ono lepsze, prawda? Ale nie jest.

Obraz
Obraz;
Obraz
Obraz;

Sceneria w tym przykładzie była dla Huaweia P50 Pro dość wymagająca. Słabe światło, czarne niebo i kilka jasnych punktów. Gdyby smartfon faktycznie wykorzystał dane z drugiej matrycy, szczegółowość powinna zostać podbita, a szum usunięty. Nie widzę jednak między fotkami większych różnic oprócz delikatnie innego balansu bieli (robiąc kilka zdjęć z rzędu, ciężko o 100-procentową powtarzalność). Detale zostały zgubione w dokładnie tych samych miejscach.

Obraz
Obraz;
Obraz
Obraz;

Eksperyment powtórzyłem kilkakrotnie w różnych warunkach oświetleniowych. Zmieniałem też kolejność, najpierw robiąc zdjęcie z odsłoniętym, a dopiero później zasłoniętym obiektywem. Za każdym razem rezultat był taki sam, czyli brak widocznych różnic w szczegółowości.

Co nie zmienia faktu, że Huawei P50 Pro potrafi zrobić ładne zdjęcia

Z łączeniem zdjęć czy bez, najważniejsze jest to, że fotki z aparatu głównego wyglądają dobrze, niezależnie od warunków oświetleniowych. Są szczegółowe i zazwyczaj mają wiernie odwzorowane barwy.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/59]

Właśnie w kolorystyce zdjęć z Huaweia P50 Pro widać największą poprawę. Poprzednie smartfony Huaweia - być może z uwagi na nietypową konfigurację subpikseli RYYB - miały problem z poprawnym oddaniem barw. P40 Pro miał tendencję do sprowadzania wszystkich zbliżonych kolorów do wspólnego mianownika, przez co fotki często wyglądały płasko i nieatrakcyjnie.

Tu tego problemu nie ma; szerokość wachlarza kolorów na każdym zdjęciu stoi na wysokim poziomie. Aparat główny świetnie radzi sobie także w nocy, nawet w głębokiej ciemności, rejestrując dużo szczegółów i mało szumu. Nie jest to deklasacja konkurencji, ale solidny poziom.

Huawei P50 Pro rozczarował mnie aparatem z obiektywem ultraszerokokątnym

Ze skrajności w skrajność. P40 Pro miał bardzo wąski kąt widzenia, ale robił ponadprzeciętnie dobre zdjęcia nawet w nocy. P50 Pro ma dużo szerszy kąt widzenia, ale sama jakość zdjęć uległa pogorszeniu.

W dzień jest OK (choć do tego jeszcze wrócimy), ale w trudniejszych warunkach oświetleniowych dodatkowy aparat wypada słabo. Niżej porównanie zdjęć z aparatów głównych Huaweia P50 Pro i Samsunga Galaxy S21 FE (który kosztuje o 2000 zł mniej). Wszystkie fotki w trybie nocnym.

Obraz

A tu obiektywy ultraszerokokątne:

Obraz

Podkreślam - S21 FE jest znacznie tańszy i ma drugoligowy aparat, ustępujący temu z S21 Ultra. A i tak po prostu rozjechał Huaweia P50 Pro.

By dostrzec różnice, nie trzeba bardzo głębokiej ciemności. Wystarczy noc i sztuczne oświetlenie, by zanotować drastyczny spadek jasności i szczegółowości na zdjęciach z dodatkowych aparatów.

0,5x, 1x i 3,5x
0,5x, 1x i 3,5x

Co gorsza, Huawei P50 Pro nie potrafi zachować spójności kolorystycznej na zdjęciach ze wszystkich obiektywów nawet w idealnym świetle. Niżej zestawy 3 fotek z huaweia i samsunga.

Obraz

Tańszy S21 FE zachował dużą zbieżność kolorystyczną. Na P50 Pro trawa, niebo i budynek na każdym zdjęciu wyglądają inaczej.

W telefonie za 5499 zł coś takiego nie powinno mieć miejsca. Snapdragon 888 ma dużo mocy i potrafi uciągnąć 3 aparaty jednocześnie właśnie po to, by oprogramowanie mogło wyrównać balans bieli i inne parametry. Huawei P50 Pro tego potencjału nie wykorzystuje.

Tyle dobrego, że obiektyw ultraszerokokątny ma chociaż autofokus i potrafi robić zdjęcia w trybie makro.

Zoom w Huaweiu P50 Pro robi robotę

Smartfon ma dość nietypowe rozwiązanie. Zastosowany peryskopowy teleobiektyw generuje raptem 3,5-krotne przybliżenie optyczne, ale wykorzystuje matrycę o bardzo wysokiej rozdzielczości 64 Mpix. Łączenie przybliżenia optycznego i cyfrowego daje świetne rezultaty.

0,5x
0,5x
1x
1x
3,5x
3,5x
10x
10x
20x
20x
50x
50x
100x
100x

Zdjęcia z zoomem 10x wyglądają bardzo dobrze. Powyżej tego poziomu widać już agresywną ingerencję algorytmów, które łączą sąsiadujące piksele, dając wygładzony, ale mało szczegółowy obraz.

Zoom jest solidny, ale nie przebija konkurencji. Samsung Galaxy S21 Ultra ma 2 teleobiektywy z przybliżeniem 3x i 10x, więc podobny rezultat osiągany jest w inny sposób.

Huawei P50 Pro: co poza aparatem?

Marketingową lokomotywą Huaweia P50 Pro jest jego aparat, ale pokrótce omówię też inne aspekty.

6,6-calowy ekran AMOLED jest super. Jakość obrazu jest bardzo dobra, kolory żywe, jasność wysoka, a odświeżanie 120 Hz uatrakcyjnia animacje i zwiększa czytelność.

Obraz

Głośniki stereo są w porządku. Dźwięk jest głośny, jednolity, z wyczuwalnym basem. Jakościowo plasowałbym je gdzieś między flagowymi samsungami a iPhone'ami, czyli wysoki, ale nie najwyższy poziom.

Wygląd? Huawei P50 Pro to kolejna szklano-metalowa kanapka, w której jedynym wyróżnikiem są dwa koła na pleckach zamiast prostokąta. Obudowa jest połyskująca i zbiera odciski palców skuteczniej niż FBI. Na plus solidny silnik wibracyjny.

Obraz

Do wydajności Huaweia P50 Pro zastrzeżeń nie mam. Czasem animacje delikatnie chrupną kilka sekund po wybudzeniu, ale później smartfon śmiga jak rakieta.

Huawei P50 Pro
Huawei P50 Pro
ProducentHuawei
Model procesoraSnapdragon 888 4G
SegmentSmartfon flagowy
System operacyjnyHarmonyOS 2
Przekątna ekranu6.6″
Rozdzielczość ekranu2700 x 1228
Maksymalna pamięć operacyjna8 GB RAM
Maksymalna pamięć wewnętrzna256 GB
Rozdzielczość matrycy50 Mpix
Pojemność akumulatora4360 mAh
Przejdź do pełnej specyfikacji

Bateria jest dobra, ale to i tak regres względem poprzedników, w których akurat akumulator był mistrzowski. W ciągu dnia wyciągałem jakieś 5-6 godzin na ekranie, podczas gdy taki P30 Pro spokojnie dobijał do 8-9 godzin. Wynika to najpewniej z dwóch rzeczy: bateria nie jest jakoś wybitnie duża (4360 mAh), a do tego Snapdragon 888 jest bardziej zasobożerny od wcześniejszych czipów Kirin.

Parę osób pytało, co z HarmonyOS. Europejski Huawei P50 Pro nie ma HarmonyOS, lecz znaną od dawna nakładkę EMUI nad Androidem 11 (choć z punktu widzenia użytkownika to tylko kwestia nazwy). Oczywiście brakuje aplikacji Google'a i Sklepu Play. Alternatywą jest AppGallery, którego zasoby każdy może sprawdzić sam.

Huawei P50 Pro: czy warto go kupić?

Jak wspomniałem wcześniej - jestem świadomy tego, w jak trudnej sytuacji znalazł się Huawei. Czysto geekowsko jestem pod wrażeniem, jak wiele udało mu się wycisnąć z garstki technologii, do których nie odcięto mu dostępu. Konsumencko pod wrażeniem jednak nie jestem, bo na rynku są lepsze telefony. Po prostu.

Huawei P50 Pro to próba wpisania się w rynkowe standardy ze świadomością, że jest to przedsięwzięcia skazane na porażkę. Zabrakło mi tu jakiejkolwiek chęci wyjścia przed szereg. Zaskoczenia czymś, czego inni nie mają. Próby zrekompensowania braku usług Google'a czy 5G.

Obraz

A przecież mówimy o Huaweiu - firmie, która wielokrotnie zostawiała rywali w tyle. P20 Pro był pierwszym smartfonem z trybem nocnym, który wywrócił cały rynek do góry nogami. Mate 20 Pro wyprzedził modę na wieloobiektywowe aparaty, rozmywanie tła w trybie wideo czy ładowanie zwrotne. P30 Pro miał w dniu premiery najlepszy zoom. Mate 30 Pro zachwycił imponującym trybem slow-motion.

Jest wiele telefonów za ponad 4000 zł, w których nie pasuje mi całokształt, ale praktycznie każdy ma w sobie coś unikatowego, czego brakuje mi po zakończeniu testów. W Huaweiu P50 Pro nie znalazłem ani jednej wartej uwagi rzeczy rzeczy, której nie miałyby Samsung Galaxy S21 Ultra czy Xiaomi Mi 11 Ultra. Oba można kupić taniej, a przy tym mają lepszą specyfikację, aplikacje Google'a i 5G.

To co, Huaweiu, może następnym razem?

Zobacz również:

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)