Wnętrze się już nie liczy?
01.12.2011 16:30, aktual.: 01.12.2011 17:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Końcówka roku stoi pod znakiem nowości i niespodzianek na rynku urządzeń mobilnych. Kolejne plotki lub oficjalne ogłoszenia dotyczą nowych procesorów z większą liczbą rdzeni czy szybszą częstotliwością taktowania. Pomimo że informacje te są źródłem wielu żywych dyskusji w Internecie, mało kto zastanawia się nad sensem przepakowywania smartfonów potężnymi komponentami. W rzeczywistości rola hardware'u znacząco słabnie na rzecz software'u.
Do najciekawszych plotek można zaliczyć tę z połowy listopada: domniemany przeciek o powstającym w laboratoriach HTC modelu Zeta, który ma zostać wyposażony m.in. w czterordzeniowy procesor Qualcomm 2,5 GHz. Wieść ta przebiła wszystkie dotychczasowe nowinki pochodzące od tajwańskiego producenta (m.in. dotyczące Edge), a w Sieci pojawiły się dyskusje, że nowy smartfon może przywrócić na pozycję lidera nieco przysypiającą ostatnio firmę.
Podobne wizje snute są już od jakiegoś czasu w związku z Samsungiem Galaxy S III, który oprócz czterech rdzeni ma mieć, według doniesień, również 1,5 GB pamięci RAM. Wcześniej mówiono o modelach Motoroli Jet oraz Bullet.
O ile nie można mieć jeszcze stuprocentowej pewności, czy czterordzeniowe procesory upowszechnią się w telefonach (wiele wątpliwości zostanie rozwianych dopiero w lutym 2012 podczas imprezy Mobile World Congress), to faktem jest już ich ekspansja na tablety. Tegrę 3 otrzymał już nowy Asus Eee Pad Transformer Prime, przymierzają się do niej wspomniane HTC (z Quattro), Motorola, Acer (planowana jest nowa wersja tabletu Iconia), Lenovo i inni.
Pytanie, czy jest to w ogóle potrzebne, skoro można mieć wrażenie, że nawet na rynku PC popularniejsze są już procesory dwurdzeniowe? Można zacząć się zastanawiać, do czego w ogóle urządzenia te mają służyć. To, że mogą usiłować przejmować funkcje choćby konsol, jest dość oczywiste, ale czy kreują nowe, unikalne funkcje? Obecnie wiele z tego, co oferują smartfony czy tablety, można zrobić na desktopie, ale nie działa to w drugą stronę – niewiele jest typów aktywności, których nie da się przenieść z tabletu na inny komputer.
Być może nowy trend wyznacza Kindle Fire, czyli tablet stworzony przez Amazon. Według specjalistów jest on sprzedawany poniżej kosztów produkcji (wartość komponentów wynosi ok. 210-220 dol., producent udostępnia je za jedynie 199). Atrakcyjna cena wpłynęła znacząco na popyt: w niektórych rejonach świata Fire schodzi lepiej niż iPad, stanowiący do tej pory 70% rynku tabletów. W Czarny Piątek największe obroty odnotowała właśnie firma z Seattle, a największą część przychodów dała czterokrotnie większa w stosunku do sprzedaży tego dnia w roku poprzednim sprzedaż urządzeń z serii Kindle.
Analitycy pozytywnie wypowiadają się o nowym wynalazku firmy Jeffa Bezosa, który codziennie sprzedaje się w 23 tys. egzemplarzy. Odważniejsi zaczynają już nazywać go nowym Jobsem. Dlaczego? Ponieważ Kindle Fire to coś więcej niż tablet - to długoterminowa strategia.
Przecena to nie wszystko. Najlepszym dowodem jest tu przykład TouchPada firmy Hewlett-Packard, który sprzedawany po 99 dolarów, rozchodził się jak ciepłe bułeczki. Na wielu forach pojawiły się wątki, w których szczęśliwcy podpowiadali, gdzie udało im się kupić ten tani tablet, a pozostali pędzili do wspomnianych sklepów z nadzieją, że uda im się kupić ostatnie egzemplarze.
Pomimo to TouchPad okazał się nie rewelacją, ale kompletną klapą. Dziś, kilka miesięcy po premierze pierwszego i jedynego tabletu firmy, wciąż nie są pewne zamiary korporacji w stosunku do urządzeń mobilnych (prawdopodobnie będą w przyszłości wyposażone w Windowsa 8), a nowa CEO, Meg Whitman, jawnie neguje reaktywację serii TouchPad oraz potwierdza koniec webOS-a. Użytkownicy, którzy w sierpniu załapali się na okazję, w rzeczywistości kupili po prostu gustowną, elektroniczną ramkę na zdjęcia, bo trudno inaczej nazwać sprzęt odcięty od supportu i app store'a, pomimo całkiem niezłej specyfikacji.
Masowego sukcesu nie odniosły także tablety z serii Nvidia Tegra 2. Owszem, wiele z nich wyposażono w system Android z dostępem do Marketu pełnego setek tysięcy aplikacji. Przykładowo, Asus Eee Pad Transformer TF101 wciąż jest praktycznie pozbawiony zoptymalizowanych aplikacji. Dziś, grubo ponad pół roku po jego premierze, liczba sensownych gier w Tegra Zone, przygotowanych specjalnie dla wersji 3.2 i pod tę grafikę, wciąż nie przekracza 50 (ponadto mniej niż jedna trzecia to gry trójwymiarowe). W praktyce więc sprzęt tego typu nie oferuje wiele wyjątkowego ponad wygodniejsze przeglądanie Internetu.
Na tym polega różnica. Sam Kindle Fire nie musi przynosić zysku, bo klient nabywa nie kolejny elektroniczny gadżet, ale nawiązuje długoterminową współpracę. Dostęp do sklepu firmy Amazon jest dla czytnika e-booków tym, czym dla smartfona jest dostęp do sklepu z aplikacjami. Największy światowy gigant sektora e-commerce, dając ludziom tablet Kindle Fire po kosztach produkcji, w rzeczywistości zarabia, bo zyskuje nowego klienta zainteresowanego jego główną, najbardziej zyskowną usługą.
Na początku 2012 będziemy mieli przyjemność przeżyć wiele szumnych debiutów czterordzeniowych bestii. Ten okres będzie jednak końcem ery hardware'u na rynku urządzeń mobilnych, bo opisana trudna sytuacja z oprogramowaniem dedykowanym tabletom jest tylko odbiciem problemu telefonów komórkowych. Wkrótce prędkość taktowania procesora przestanie mieć tak znaczny wpływ na nasze wybory.
Skończą się więc wyścigi i zachwyty nad parametrami. Rynek zapełni się potężnymi modelami, które w praktyce i tak nie będą w pełni wykorzystywane. Rozpocznie to erę software'u. Sytuacja ta przypomina trochę wczesny rynek komputerów desktopowych, kiedy ludzie nie do końca byli jeszcze pewni, do czego w zasadzie mogą one służyć. Wtedy jeden killer app mógł decydować o poważnych przetasowaniach na rynku. Było tak m.in. z VisiCalc – pierwszym arkuszem kalkulacyjnym, dla którego właściciele firm kupowali cały komputer Apple II.
Dziś można mieć wrażenie, że Apple próbuje skopiować ten sukces. Asystent Siri, niedostępny oficjalnie dla innych platform, znalazł już wielu zwolenników. Trzeba niestety przyznać również, że eksperci z Cupertino z dużą pieczołowitością pilnują, żeby aplikacje przeznaczone w zamyśle deweloperów dla iPada były z nim kompatybilne. Sytuacje, gdy programy pobrane z App Store nie chcą działać na tablecie z jabłkiem, praktycznie się nie zdarzają. Może więc w stawianiu na software wcześniej od innych tkwi sukces firmy założonej przez Steve'a Jobsa?
Jeżeli tak, to sukces odniesie także Amazon. Rosnąca sprzedaż tabletu Kindle Fire może okazać się potwierdzeniem tej teorii, a samo zjawisko - wskazaniem nowego standardu. Standard ten polegałby na skupianiu się przez producentów na poszerzaniu możliwych pól aktywności, które może podjąć dzięki urządzeniu użytkownik, kosztem zwiększania mocy. Czy tak się stanie? Okaże się już niedługo.
Autor wpisu:
Rafał Dubrawski – członek zespołu iTraff Technology (polska technologia rozpoznawania obrazu, www.SaveUp.pl), bloger, dziennikarz obserwujący rozwój technologii mobilnych. Interesują go przede wszystkim mobilne systemy operacyjne, szczególnie iOS i Android. Zatwardziały strukturalista, miłośnik starego rocka (szczególnie progresywnego).