5 starych technologii, które przyjęły się we flagowcach, ale nie w tanich telefonach
Czy to możliwe, by ponad 10-letni telefon w pewnych technologicznych aspektach przebijał nowe smartfony z 2020 roku? Okazuje się, że tak.
Nastały czasy, w których telefony kosztujące mniej niż 1000 zł czerpią garściami z rozwiązań znanych z 3-, 4- czy nawet 5-krotnie droższych flagowców. "Głośne" rozwiązania (lub chociaż ich namiastka) adoptowane są do niższych półek cenowych błyskawicznie.
Tak było chociażby z ekranami otoczonymi małymi ramkami, wieloobiektywowymi aparatami czy sensorami o wysokiej rozdzielczości. Tym samym wydając trzycyfrową kwotę można dziś nabyć telefon, który wizualnie, a nawet funkcjonalnie ciężko odróżnić od sprzętu z najwyższej półki. Tanie telefony pozostają dziś w tyle bardziej pod względem wydajności czy jakości, a nie możliwości jako takich.
Istnieją jednak rozwiązania, które w segmencie premium zdążyły spowszednieć już dawno temu, a w tanich telefonach wciąż nie mogą się przyjąć. A szkoda. Oto kilka najbardziej jaskrawych przykładów.
Bezprzewodowe ładowanie
Historia ładowania indukcyjnego sięga końcówki XIX wieku, kiedy to - jeszcze przed popularyzacją silników spalinowych - eksperymentowano z pojazdami elektrycznymi. Nawet na rynku konsumenckim technologia ta wykorzystywana jest od blisko 30 lat choćby w elektrycznych szczoteczkach do zębów.
Telefony? W ich przypadku to także nie pierwszyzna. W 2009 roku na rynek trafił Palm Pre, którego można było ładować bezprzewodowo. Mogło się wtedy wydawać, że lada moment rozwiązanie to stanie się absolutnym standardem, ale do tego nie doszło.