Huawei P40 Pro: wrażenia po tygodniu z nowym flagowcem
Huawei P40 Pro to pierwszy flagowy reprezentant serii P, który bazuje na Huawei Mobile Services i pozbawiony jest usług Google'a. Smartfon ma jednak czym się bronić.
26.03.2020 | aktual.: 27.03.2020 12:38
Jak to się w ogóle stało, że w chwili globalnej premiery Huaweia P40 Pro publikujemy wynik tygodniowych testów? Cóż, to zasługa koronawirusa.
Powszechną praktyką w tej branży jest organizacja zamkniętych pokazów prasowych, które odbywają się zazwyczaj kilka dni przed właściwą premierą. Huawei także miał zaplanowane takie wydarzenie, ale z uwagi na panującą pandemię zostało ono odwołane. Zamiast tego P40 Pro trafił od razu do mnie.
Dodam jeszcze, że oprócz modeli P40 i P40 Pro Huawei zapowiedział także udoskonalony wariant P40 Pro+ z lepszym zoomem. Ten ma się jednak pojawić za kilka tygodni.
Huawei P40 Pro: czy poczwórnie zagięty ekran robi różnicę?
Przedstawiciele Huaweia na długo przed premierą chwalili się, że P40 Pro będzie miał wzornictwo "jakiego jeszcze nie widzieliśmy". Szybko wyszło na jaw, że chodzi o wyświetlacz zakrzywiony z czterech stron. Czy to naprawdę designerska rewolucja?
O ile zakrzywienie lewej i prawej krawędzi jest mocne i doskonale widoczne, o tyle u góry i na dole zagięcie jest baaardzo subtelne. Patrząc na telefon na wprost nie sposób tego zauważyć. Wylewanie się obrazu na obramowanie widać dopiero pod mocnym kątem i to tylko wtedy, gdy wyświetlane są jasne treści.
Ciekawy smaczek? Tak, ale to detal, a nie nowe rozdanie w projektowaniu smartfonów.
Uwagę przykuwa za to małe (choć nie tak jak na zdjęciach prasowych...) i symetryczne obramowanie. "Bródka" pod ekranem jest mniej więcej takiej samej grubości jak krawędź górna, co jest unikatowym widokiem.
Symetrię zaburza jednak sporej wielkości otwór skrywający aparat do selfie i sensor głębi. Jest on duży i zdecydowanie bardziej inwazyjny niż niewielkie wcięcie znane z ubiegłorocznego Huaweia P30 Pro. Ma to jednak swoje użytkowe uzasadnienie, o czym więcej napiszę za moment.
Paradoksalnie pod względem wizualnym Huawei P40 Pro wyróżnia się z tłumu najbardziej, gdy wyświetlacz jest wygaszony. Huawei ze wszystkich stron mocno zakrzywił szkło pokrywające ekran, dzięki czemu front w charakterystyczny sposób odbija światło.
Tył wpisuje się w tegoroczne standardy. Ot, szkło i duża prostokątna wysepka w rogu obudowy.
Dzięki opływowym kształtom Huawei P40 Pro dobrze leży w dłoni, aczkolwiek ciężko chwycić go w taki sposób, by nie zahaczyć palcem o wspomnianą wysepkę, która jest wyjątkowo nisko osadzona. Nawet niżej niż w Galaxy S20 Ultra. Bywa to irytujące, ale można się przyzwyczaić.
Ekran Huaweia P40 Pro jest bardzo dobry. 90 Hz robi robotę
Zastosowany ekran OLED wyświetla bardzo dobrej jakości obraz o szerokim zakresie jasności maksymalnej i minimalnej. Prawdziwą wisienką na torcie jest wysoka częstotliwość odświeżania.
90 Hz to mniej niż to, co oferują samsungi z linii Galaxy S20 (120 Hz), ale większość użytkowników przesiądzie się zapewne z 60 Hz. 50-procentowy wzrost płynności jest bardzo zauważalny. Zwłaszcza że animacje w EMUI 10 same w sobie cieszą oko.
Podczas testów Huawei P40 Pro nie był w stanie przez cały czas utrzymać stabilnych 90 kl/s np. podczas intensywnego przewijania stron internetowych, ale drobne chrupnięcia animacji mogą być kwestią wczesnej wersji oprogramowania. Przypominam, że smartfon wylądował u mnie nie tylko kilka tygodni przed startem sprzedaży, ale i samą premierą. Ufam, że drobne niedoróbki zostaną szybko wyeliminowane.
Głośnik szału nie robi
Z jakiegoś powodu (obstawiam kwestie patentowe) Huawei opiera się modzie na głośniki stereo. P40 Pro to kolejny flagowiec, w którego wyposażeniu znalazł się raptem pojedynczy głośnik multimedialny na dolnej krawędzi.
Sam dźwięk jest głośny, głęboki i klarowny, ale podczas oglądania filmu czy grania w gry wrażenia psuje to, że wydobywa się tylko z jednej strony. W dodatku łatwo zasłonić go dłonią.
Skaner twarzy Huaweia P40 Pro działa bardzo dobrze w każdych warunkach, ale mam jedną uwagę
Przechodzimy do wspomnianego wcześniej otworu w ekranie, który skrywa aparat do selfie, sensor głębi oraz diodę podczerwieni. System ten wykorzystywany jest przez funkcję rozpoznawania twarzy.
Na uwagę zasługuje to, że skaner działa szybko i bezbłędnie nawet w kompletnej ciemności. I nie, nie trzeba doświetlać twarzy ekranem. Nawet gdy zasłaniam panel w taki sposób, by do twarzy nie docierała choćby minimalna ilość światła, telefon bez problemu mnie rozpoznaje.
Większego znaczenia nie ma odległość smartfonu od twarzy, a i kąt widzenia skanera jest zadowalający. Ponadto skaner działa w 360 stopniach, a telefonu nie da się odblokować, gdy użytkownik ma zamknięte oczy.
Co z bezpieczeństwem? Cóż, tu sprawa się komplikuje.
Początkowo myślałem, że sensor głębi odpowiada za skanowanie twarzy w trzech wymiarach, by system był trudniejszy do oszukania. Okazuje się jednak, że po jego zasłonięciu telefon wciąż mnie rozpoznaje, bazując na samym aparacie do selfie. Wówczas funkcja przestaje jednak działać po ciemku.
To prowadzi do wniosku, że dioda podczerwieni i "czujnik głębi" odpowiadają jedynie za działanie skanera w trudniejszym świetle, zaś samo rozpoznawanie twarzy bazuje na aparacie.
Zaznaczę, że - mimo licznych prób - skanera nie udało mi się oszukać zdjęciem, ale mimo wszystko nie sądzę, by było to rozwiązanie równie bezpieczne co Face ID Apple'a i przebijające w wyraźny sposób inne telefony ze skanerem działającym w oparciu o kamerkę do selfie.
Jest też także bardzo dobry czytnik linii papilarnych
Optyczny czytnik został zatopiony w ekranie. To sensor nowej generacji i czuć poprawę względem poprzednich modeli. Działa bardzo szybko i skutecznie, radząc sobie nawet z wilgotnymi palcami.
Ponadto skaner ulokowany jest na optymalnej wysokości. Dokładnie w miejscu, w którym naturalnie ląduje mój kciuk, więc jestem w stanie odblokować Huaweia P40 Pro bezwzrokowo.
Inne zastosowanie czujnika głębi to obsługa za pomocą gestów
... choć jest to zastosowanie czysto teoretyczne. P40 Pro odziedziczył po Macie 30 Pro obsługę gestów. Machając dłonią przed ekranem można m.in. przewijać strony internetowe oraz wykonywać zrzuty ekranu.
W praktyce telefon poprawnie interpretuje u mnie gesty może w połowie przypadków, przy czym i tak reaguje na nie wolno. Zresztą nawet gdyby działało to wzorowo, ciężko byłoby mi wskazać realny scenariusz użycia. Dla mnie zbędny bajer.
Aparat Huaweia P40 Pro ma mocno usprawniony zoom
OK, pora na to, z czego Huawei zdaje się być dumny najbardziej. Mowa oczywiście o nowym aparacie i jego fotograficznych możliwościach.
Znany z przecieków teleobiektyw 10x został zarezerwowany dla niedostępnego jeszcze modelu P40 Pro+. Podstawowy P40 Pro ma peryskopowy teleobiektyw generujący 5-krotne przybliżenie optyczne i maksymalnie 50-krotne cyfrowe.
Z podobnymi parametrami mieliśmy do czynienia w przypadku P30 Pro, ale niech cyferki Was nie zwiodą. Ubiegłoroczny model miał matrycę przeciętnej jakości, która zdawała egzamin jedynie w dobrym oświetleniu. Nowy flagowiec ma czulszy sensor o nietypowym układzie subpikseli RYYB (taki sam zastosowano w aparacie głównym) o wyższej rozdzielczości (12 zamiast 8 Mpix). Dodajmy do tego nowe algorytmy wyostrzające i mamy lepsze rezultaty w każdych warunkach.
Poniżej małe porównanie z zoomu z Samsungiem Galaxy S20 Ultra.
Szersze porównanie opublikujemy w osobnym materiale, ale rezultaty osiągane przez smartfony Samsunga i Huaweia są bardzo podobne. Przy 10-krotnym przybliżeniu obraz jest bardzo wysokiej jakości, a i zdjęcie z zoomem 30x na ekranie telefonu wygląda znośnie.
Poniżej więcej przykładów zdjęć z przybliżeniem.
Jak widać, nowy teleobiektyw daje radę nawet w trudniejszym świetle. Widać też, że bardzo dobrze spisują się algorytmy odpowiadające za wygładzanie tekstu. Czcionki często pozostają czytelne nawet przy zbliżeniu 50x.
[h4][/h4]
Dużym atutem Huaweia P40 Pro jest kondycja aparatu w ciemności
Huawei zastosował 50-megapikselowy sensor RYYB o wielkości aż 1/1,28 cala. To aktualnie największa matryca na rynku. Cechuje się bardzo wysoką czułością.
Flagowiec Huaweia robi imponujące zdjęcia, gdy światła jest bardzo mało. Poniżej kadry zrobione w trybie automatycznym i nocnym P40 Pro oraz Galaxy S20 Ultra w niemal kompletnej ciemności.
Jak widać, huawei w automacie przechwycił mniej więcej tyle światła co samsung w trybie nocnym. A zaznaczam, że było tak ciemno, że sam niewiele widziałem.
Tryb super slow-motion niezmiennie wymiata
Tryb pozwalający na uzyskanie 256-krotnego spowolnienia pojawił się już w Macie 30 Pro, na którego przykładzie przyjrzałem się mu bliżej. P40 Pro odziedziczył tę funkcję.
Jasne, szczegółowość obrazu nie zachwyca i widać, że kolejne klatki uzupełniające są generowane sztucznie, ale mimo wszystko tak duże spowolnienie z poziomu smartfonu robi wrażenie.
Czy jednak Huawei P40 Pro ma najlepszy aparat w ogóle? Cóż, niekoniecznie
Poniżej galeria przykładowych zdjęć zrobionych aparatem głównym.
[url=https://mega.nz/#F!sZRHgIhR!DWn6zlfsEfYtm4eyZZ7t1w]Pobierz zdjęcia w pełnej rozdzielczości[/url]
Huawei P40 Pro bryluje w ciemności oraz ma bardzo dobry zoom, ale nie deklasuje konkurencji w innych aspektach. Galaxy S20 Ultra w dzień uwiecznia bardziej naturalne, przyjemniejsze dla oka kolory.
Fotki z S-dwudziestki podobają mi się bardziej także podczas fotografowania w nocy oświetlonych obiektów. Flagowy huawei ma tendencję do ustawiania zbyt chłodnego balansu bieli i zbyt wysokiej ekspozycji, co przekłada się na wyprane, dość sztucznie wyglądające kolory oraz większą ilość szumu. Ponadto samsungowe fotki mają często wyższą rozpiętość tonalną.
No i ten obiektyw ultraszerokokątny, który został skrojony głównie pod nagrywania wideo (stąd nietypowe proporcje matrycy 16:9). Jego kąt widzenia nie jest przesadnie imponujący.
Zaletą dużej matrycy Huaweia P40 Pro jest jednak bardzo płytka głębia ostrości. Smartfon rozmywa tło nawet odrobinę mocniej niż S20 Ultra, który i tak wypada pod tym względem imponująco. Przy czym kolory z samsunga ponownie odpowiadają mi bardziej.
Nie zrozumcie mnie źle - Huawei P40 Pro ma w dalszym ciągu bardzo dobry i wszechstronny aparat. Trzeba mieć jednak na uwadze, że Huawei mocno skupił się na kilku aspektach (głównie zoom i zdjęcia robione w ciemności), co niekoniecznie ma odzwierciedlenie w kondycji aparatu w innych scenariuszach. Jest dobrze, ale raczej nie najlepiej na rynku.
Bateria Huaweia P40 Pro spisuje się wzorowo
Tydzień to w dzisiejszych czasach mało, by ocenić akumulator, bo w tym czasie algorytmy optymalizujące dopiero uczą się zwyczajów użytkownika, ale już teraz widzę, że jest dobrze.
Nawet przy odświeżaniu ustawionym na 90 Hz wyciągałem po 7-8 godzin aktywnego ekranu w ciągu doby. Realnie ładuję Huaweia P40 Pro co dwa dni przesadnie go nie oszczędzając. Jest dobrze.
Dodajmy do tego szybkie ładowanie 40 W, szybkie ładowanie bezprzewodowe 27 W (!) oraz ładowanie zwrotne i mamy wszystko, czego można oczekiwać od baterii nowoczesnego smartfonu.
Zaznaczę jednak, że znakomita kondycja akumulatora wynika głównie z rozwiązań programowych, które dość agresywnie zarządzają pracą aplikacji w tle. Apki są dość często automatycznie zamykane, co wydłuża czas pracy, ale kosztem komfortu użytkowania.
Co poza tym?
Na koniec kilka luźnych spostrzeżeń, których nie udało mi się wcisnąć w poprzednich akapitach.
Huawei P40 Pro zasługuje na plusa za obsługę 5G w standardzie. Wprawdzie w Polsce sieci nowej generacji jeszcze nie uświadczymy, ale gdy się to zmieni (co w pierwszych miastach ma nastąpić jeszcze w tym roku), chiński flagowiec będzie gotowy na turbodoładowanie.
Zastosowany silniczek wibracyjny jest przyzwoitej jakości. Potrafi generować przyjemne kopnięcia.
Kirin 990 zapewnia żwawe działanie, ale 8 GB RAM-u nie jest szczytem marzeń w czasach, gdy topowe telefony mają po 10, 12, a nawet 16 GB.
Pamięć jest teoretycznie rozszerzalna, ale Huawei zastosował niestandardowe gniazdo Nano Memory. Co prawda karty pamięci tego typu są już dostępne, ale ich ceny nie należą do najniższych.
Podsumowując: Huawei P40 Pro to bardzo udany telefon, którego największą wadą jest brak usług Google'a
Bo tak - to kolejny telefon bazujący na Huawei Mobile Services. O niedogodnościach z tym związanych pisałem już w tekście poświęconym Huaweiowi P40 lite, więc nie ma sensu się powtarzać.
W wielkim skrócie - telefon bez usług Google'a wymaga kombinowania. AppGallery wciąż świeci pustkami, więc wiele apek trzeba pobierać z alternatywnych źródeł lub zadowolić się zamiennikami.
Szkoda, bo sprzętowo Huawei odrobił zadanie domowe. P40 Pro to kawał solidnego telefonu ze świetnym aparatem, bardzo dobrą baterią i 5G, a jego największa wada jest owocem politycznych przepychanek w innej części świata.
Czy warto się z brakiem usług Google'a męczyć? Cóż, jeśli spojrzymy na Huaweia P40 Pro jako na rywala Galaxy S20 Ultra, który jest od niego o 1700 zł tańszy (a dodatkowo Huawei dokłada zegarek Watch GT 2 za 1 zł i 1000 zł przy odsprzedaży starego telefonu), oferta może się wydać atrakcyjna. Co prawda samsung ma przy okazji więcej RAM-u, lepszy ekran czy głośniki stereo, ale to wciąż 1700 zł w kieszeni.
Niemniej z uwagi na trudniejszy dostęp nawet do podstawowych aplikacji trzeba mieć na uwadze, że jest to smartfon kompromisowy. Owszem, nie z winy producenta, ale potencjalnemu klientowi nie robi to różnicy, bo na koniec dnia to on będzie walczył o apki.