iPhone SE (2020): test najtańszego smartfonu Apple'a
iPhone SE to najbardziej przystępny telefon Apple'a od dawna, więc nic dziwnego, że wzbudza ogromne zainteresowanie. Czy warto go kupić? Sprawa nie jest prosta, ale postaram się pomóc w znalezieniu odpowiedzi na to pytanie.
13.05.2020 | aktual.: 14.05.2020 16:24
Za udostępnienie telefonu do testów dziękujemy firmie Orange.
iPhone SE to taki iPhone 8 z nowym procesorem, kilkoma usprawnieniami i jednym istotnym regresem. Biorąc pod uwagę, że już iPhone 8 był konstrukcyjnie bardzo zbliżony do leciwego iPhone'a 6, źródeł wielu zastosowanych w najnowszym smartfonie rozwiązań należy szukać w 2014 roku.
Nie ukrywam, że do takiego odświeżania od początku byłem nastawiony sceptycznie. Technologia idzie do przodu. Zmieniają się trendy. Zmieniają się obowiązujące standardy. Nie wierzyłem, że próba nadążenia za tym wszystkim poprzez wpakowanie do starego telefonu kilku nowych podzespołów może zakończyć się powodzeniem.
Gdy podejmowałem w mediach społecznościowych dyskusję na ten temat, słyszałem: "ten telefon nie jest dla ciebie". I jasne, zgadzam się z tym. Z recenzenckiego obowiązku musiałem jednak znaleźć odpowiedź na jedno ważne pytanie.
Dla kogo jest (albo raczej dla kogo powinien być) iPhone SE?
Cóż, przede wszystkim dla tych, którym zależy na możliwości korzystania z ekosystemu Apple'a. Nie jest bowiem wielką tajemnicą, że praktycznie każdy smartfon z Androidem za ponad 2000 zł będzie od iPhone'a SE nowocześniejszy i pod wieloma względami bardziej funkcjonalny.
Skoro iPhone SE jest iPhone'em 8, w którym najważniejszą nowością jest układ A13, musi być skierowany do osób, którym moc iPhone'a 8 jakiegoś powodu nie wystarcza.
Nowy układ jest gwarancją zadowalającej wydajności przez długi czas i długiego wsparcia aktualizacyjnego. iPhone SE powinien być zatem skierowany do osób, które zamierzają korzystać z niego przez 3-4 lata.
Zgodzicie się ze mną? No to teraz wyjaśnię, dlaczego iPhone SE nawet w tych aspektach nie dowozi.
Ekran 16:9 iPhone'a SE z dnia na dzień staje się coraz mniej praktyczny
W 2017 wraz z modą na małe ramki zaczęła się moda na wydłużone proporcje ekranów. Trend ten rozwinął się tak szybko, że dziś smartfony z panelami 16:9 to absolutna nisza. Przyczynił się zresztą do tego sam Apple, który w latach 2018-2019 nie wprowadził na rynek ANI JEDNEGO telefonu z proporcjami krótszymi niż 19,5:9.
iPhone SE to jeden z baaardzo nielicznych nowych smartfonów z ekranami 16:9. Nawet dzisiejsze budżetowce za 300 zł celują już przynajmniej w 18:9, a coraz częściej w więcej niż 19:9.
Efekt tego wszystkiego jest taki, że aplikacje i inne treści projektowane są w pierwszej kolejności z myślą o wydłużonych proporcjach. Nawet YouTube sukcesywnie zalewany ultrapanoramicznymi filmami, które nie wypełniają całego panelu 16:9.
Filmy - nie tylko te kinowe, ale i youtube'owe - na iPhonie SE oglądało mi się zwyczajnie źle. Nie dość że ekran jest jak na dzisiejsze standardy malutki i otoczony wielkimi ramkami, to jeszcze często byłem zmuszony oglądać obraz dodatkowo okrojony czarnymi pasami.
Priorytetowe traktowanie wydłużonych proporcji coraz częściej widać także po mobilnych aplikacjach. Zobaczcie przykładowo, jak wygląda ta sama instagramowa relacja na panelu 16:9 i 20:9:
W przypadku iPhone'a SE elementy interfejsu aplikacji nachodzą na zdjęcia i filmy, co utrudnia (a w skrajnych przypadkach uniemożliwia) ich odczytanie.
Nie jest oczywiście tak, że z panelu 16:9 w ogóle nie da się korzystać. Bywa to jednak upierdliwe i należy oczekiwać, że z czasem będzie coraz gorzej. Twórcy gier, aplikacji, filmów czy stron internetowych mają świadomość tego, że ekrany 16:9 sukcesywnie znikają z rynku i jeden iPhone SE w pojedynkę tego trendu nie zmieni.
Szkoda, że Apple usunął czujnik 3D Touch
Przechodzimy do wspomnianego wcześniej regresu względem poprzednika. iPhone 8 ma ekran 3D Touch wykrywający siłę nacisku. iPhone SE nie. W jego przypadku niektóre akcje można wykonać dłużej przytrzymując palec na wyświetlaczu, co nie jest tak wygodne.
Nie dla każdego będzie to wielki problem. Jeśli jednak ktoś przesiada się z iPhone'a 6s, 7 czy 8 i wyrobił sobie już związane z 3D Touch nawyki, może odczuć spadek komfortu podczas wykonywania podstawowych czynności. Warto mieć to na uwadze.
Poza tym ekran iPhone'a SE jest co najwyżej OK
Jak na LCD jest dobrze, ale w 2020 roku mówienie "jak na LCD jest dobrze" w kontekście telefonu za ponad 2000 zł to coś w stylu "jak na 4 promile to całkiem prosto chodzi".
Jak na dzisiejsze standardy głębia czerni oraz widoczność w ostrym słońcu pozostawiają sporo do życzenia.
Kolory są stonowane, co akurat nie dla każdego będzie wadą. Osobiście jestem zwolennikiem nasyconych barw, ale rozumiem, że ktoś może sobie cenić ich wierniejsze odwzorowanie.
Rozdzielczości się nie czepiam. Ta jest relatywnie niska, ale w codziennym użytkowaniu pojedyncze piksele w ogóle nie rzucały mi się w oczy.
iPhone SE jest bardzo szybki, ale jego mocy nie sposób wykorzystać
Cenię Apple'a za to, że pakowanie wydajniejszych podzespołów nie sprowadza się u niego do "teraz aplikacje uruchamiają się o 0,01 sekundy szybciej". Firma dotychczas zawsze starała się jakoś sensownie nadwyżkę mocy obliczeniowej spożytkować.
Prezentując iPhone'a 11 Pro Apple chwalił się, że układ A13 potrafi udźwignąć nagrywanie filmów trzema aparatami jednocześnie. Że jako jedyny na rynku radzi sobie z rejestracją filmów o szerszym zakresie dynamicznym w 4K przy 60 kl/s. Że potrafi poprawić jakość zdjęć dzięki technologii Deep Fusion. To A13 ponoć odpowiada też za działanie trybu nocnego, co zapewne w domyśle ma tłumaczyć, dlaczego funkcja ta nie trafiła do starszych modeli.
iPhone SE nie potrafi robić żadnej z tych rzeczy. ŻADNEJ. Nie znalazłem ani jednej funkcji, która - według jego przechwałek marketingowych sprzed pół roku - wymagałaby użycia czipu A13.
Co zostaje? A13 w teorii zapewnia bardzo wysoką wydajność podczas grania, ale w mojej ocenie przyjemność płynącą z rozgrywki skutecznie zabija mały ekran. Podobnie wygląda to w przypadku innych bardziej skomplikowanych operacji jak chociażby montaż wideo. Tego typu czynności wolałbym robić wolniej, ale wygodniej na większym ekranie starszego iPhone'a 8 Plus.
Nie przeczę, że podczas przeglądania sieci i wykonywania innych podstawowych czynności iPhone SE śmiga bardzo przyjemnie, ale taka już natura iOS-u. iPhone 8 czy nawet 7 też nie daje przecież jeszcze powodów do narzekań.
No właśnie - jeszcze. Zaletą iPhone'a SE jest to, że większy zapas mocy będzie można docenić za 2-3 lata, bo apki i gry stają się coraz bardziej wymagające. Problem jednak w tym, że ja w iPhonie SE nie widzę materiału na telefon na 2-3 lata, bo już dziś jest pod wieloma względami przestarzały.
Jeszcze kilka słów o pamięci operacyjnej. 3 GB RAM-u to jak na dzisiejsze standardy mało, ale korzystanie z iPhone'a SE nie było dla mnie jakąś wielką katorgą. Wprawdzie nie zdarzało się, by telefon błyskawicznie załadował apkę, której używałem dzień wcześniej (telefony z Androidem mające po 8 GB taki komfort dają), ale spokojnie można przełączać się między 4-5 apkami bez żadnych opóźnień.
Trzeba mieć jednak uwadze, że w przyszłości ilość RAM-u może się jednak okazać wąskim gardłem i być kolejnym czynnikiem, który skróci żywotność iPhone'a SE.
Apple poskąpił też czipu U1
Czip U11 zadebiutował w iPhone'ach z serii 11 i służy do orientowania telefonu w przestrzeni. Na razie wykorzystywane jest to do wygodniejszego udostępniania plików przez AirDrop, ale z czasem możliwości jednostki Ultra Wideband mają być rozszerzane.
Mówi się, że Apple pracuje m.in. nad akcesoriami wykorzystującymi U1. Mowa m.in. o tagach AirTags, które mają służyć do lokalizowania zgubionych przedmiotów.
Lada dzień może się więc okazać, że nowiutki iPhone SE zostanie wykluczony z istotnej części ekosystemu Apple'a.
Aparat iPhone'a SE potrafi robić zdjęcia, ale jest ubogi funkcjonalnie
Nowy iPhone SE ma pojedynczy aparat 12 Mpix z optyczną stabilizacją obrazu i przysłoną f/1,8.
Od strony sprzętowej jest to dokładnie ten sam moduł, który zastosowano w iPhonie 8. Apple usprawnił jednak oprogramowanie i czuć, że wyciska ono z nie najświeższych już podzespołów naprawdę dużo.
W dzień wrażenie robi przede wszystkim bardzo wysoka rozpiętość tonalna. iPhone SE potrafi wydobyć szczegóły z jasnych i ciemnych partii, a przy tym robi to w taki sposób, że fotka zachowuje stonowany, naturalny wygląd. Mimo że działanie algorytmów jest bardzo agresywne, nie przekłada się to na sztuczność zdjęcia, jak ma to często miejsce w przypadku tańszych (i nie tylko) smartfonów.
[b][url=https://mega.nz/folder/oNw3yDRS#4hZiQPAs7nABufi2Ijijeg]Link do zdjęć w pełnej rozdzielczości[/url].[/b]
iPhone SE niespodziewanie dobrze radzi sobie także w nocy, o ile dostanie sporą porcję sztucznego światła. Fotografowanie miejskich, dobrze oświetlonych scenerii nie sprawia mu problemów.
Smartfon wykłada się jednak podczas fotografowania w mroku. Powód? Brak trybu nocnego, który - z uwagi na zastosowany układ A13 - spokojnie mógł zostać zaimplementowany i w żaden sposób nie przełożyłby się na wzrost kosztów produkcji.
Apple ewidentnie okroił ten telefon z trybu nocnego tylko po to, by zwiększyć funkcjonalną przepaść względem droższych modeli. Dla mnie jest to karygodne zagranie, bo iPhone SE jest wystarczająco mocno wykastrowany sprzętowo (stara matryca, brak obiektywu ultraszerokokątnego czy teleobiektywu), by jeszcze dodatkowo przycinać oprogramowanie.
Tryb nocny to żadna technologiczna nowinka, bo pierwsi producenci zaczęli go stosować ponad dwa lata temu. Dziś wiele firm nie ma problemów z jego implementacją w telefonach dwukrotnie od iPhone'a SE tańszych. Robienie z wyświechtanego kawałka kodu, który u innych jest standardem, ekskluzywnego rozwiązania zarezerwowanego dla smartfonów premium jest w mojej ocenie śmieszne i - z punktu widzenia konsumenta - zwyczajnie słabe.
Apple zaimplementował za to całkiem udany tryb portretowy
Mimo braku dodatkowego obiektywu do wykrywania głębi, oprogramowanie wykorzystuje sztuczną inteligencję do wykrywania ludzi na pierwszym planie i rozmywania tła.
Siłę rozmycia można regulować. Istnieje nawet możliwość cyfrowego symulowania oświetlenia scenicznego.
Trzeba jednak zauważyć, że - w przeciwieństwie do modeli z wieloobiektywowymi aparatami - tryb portretowy iPhone'a SE działa jedynie podczas fotografowania ludzi. W 90 proc. sytuacji radzi sobie wówczas dobrze, ale połączenie nocnej scenerii z maseczką zakrywającą twarz potrafi sprawić, że efekt rozmycia tła aktywowany jest dopiero po kilku próbach.
iPhone SE świetnie radzi sobie z rejestracją wideo
O ile w przypadku zdjęć jest co najwyżej OK, o tyle rejestracja wideo to bardzo silny atut iPhone'a SE.
iPhone SE: przykładowe wideo
Nagrywane tym telefonem filmy mają bardzo dobrą dynamikę. Ponadto oprogramowanie bardzo zgrabnie zarządza ekspozycją, przez co nawet podczas filmowania w niesprzyjających warunkach oświetleniowych nie widać gwałtownych, szpecących obraz skoków jasności, z czym telefony mają na ogół problem.
Jeśli dla kogoś nagrywanie filmów jest priorytetem i nie potrzebuje obiektywów o różnych ogniskowych, ciężko o lepszy wybór w tej klasie cenowej.
iPhone SE ma bardzo słabą baterię
Akumulator iPhone'a SE ma taką samą pojemność jak iPhone 8, czyli 1821 mAh. To samo w sobie jest absurdalne, bo przecież we wnętrzu zabrakło czujnika 3D Touch, który uwolnił sporo przestrzeni.
Przypomnę, że brak 3D Touch w iPhonie 11 Pro sprawił, że Apple mógł zwiększyć baterię względem iPhone'a Xs z 2658 do 3046 mAh. I to mimo faktu, że nowy model ma dodatkowy obiektyw, który także zajmuje miejsce.
Widać więc jak na dłoni, że iPhone SE to owoc totalnego cięcia kosztów. Apple wolał wykorzystać stare, zalegające w magazynach podzespoły niż włożyć odrobinę wysiłku w rozsądniejsze zagospodarowanie przestrzeni wewnątrz obudowy.
Podczas niezbyt wymagających operacji pokroju przeglądania sieci czy oglądania YouTube'a po Wi-Fi, bateria dosłownie topniała u mnie w oczach z prędkością ok. 20 p. proc. na godzinę. To kiepski wynik.
Wychodząc rano z domu i mając przed sobą intensywny dzień pracy, nie odważyłbym się nie zabrać ze sobą powerbanka, co w zasadzie zabija jedną z największych zalet iPhone'a SE, czyli niewielki rozmiar.
O naprawdę szybkim doładowaniu akumulatora też można zapomnieć. iPhone SE obsługuje maksymalnie moc 18 W (słabo jak na dzisiejsze standardy), co i tak wymaga dokupienia osobnego zasilacza, którego w zestawie nie ma.
Jedynym plusem jeśli chodzi o baterię jest ładowanie bezprzewodowe. To coś, co w tym segmencie cenowym wciąż nie jest standardem.
Żeby nie było, iPhone SE ma też sporo zalet
Moja recenzja iPhone'a SE mimochodem zamieniła się w wyliczankę w wad, ale plusów nie brakuje.
Przede wszystkim to jeden z najmniejszych telefonów na rynku. Biorąc pod uwagę, że półki sklepowe są dziś zdominowane przez 6,5-calowce, telefon z ekranem 4,7 cala jest ewenementem. Dodatkowo obudowa jest wodoszczelna.
iPhone SE ma też doskonałe głośniki stereo. A to coś, co rzadko zdarza się w telefonach za mniej niż 3000 zł.
Ogromnym plusem jest wbudowany czip eSIM, który pozwala wykupić ofertę operatorską kilkoma kliknięciami bez konieczności sięgania po fizyczną kartę SIM. Standard ten już teraz obsługiwany jest w Polsce przez sieć Orange, m.in. w ramach oferty Flex. eSIM to rzadkość nawet w segmencie premium.
Wbudowany silniczek wibracyjny jest absolutnie znakomity. Haptyczne informacje zwrotne mają jakość, z jaką nie może się równać 99 proc. smartfonów innych producentów.
Można założyć, że iPhone SE będzie dostawał aktualizacje oprogramowania dłużej niż jakikolwiek dostępny dziś na rynku smartfon z Androidem.
W czasach, w których obowiązkowe jest zakrywanie twarzy w miejscach publicznych, plusem jest też czytnik linii papilarnych, który aktualnie ma więcej sensu niż Face ID.
Szkoda tylko, że iPhone SE nie jest owocem żadnej spójnej wizji
Gdyby ktoś w Apple'u stwierdził "OK, robimy klasyczny, relatywnie przystępny cenowo telefon dla tych, którzy gardzą małymi ramkami, żeby posłużył im przez kilka lat", a następnie podszedł do tematu z głową - super. Problem w tym, że za iPhone'em SE nie stoi żadna ideologia wyższa niż "wymieszajmy trochę starych podzespołów z nowymi i wypchnijmy je na mniej zamożne rynki z wysoką marżą".
Po prostu czuć, że za tym smartfonem nie stoi żadna spójna wizja. W efekcie iPhone SE jest tworem piekielnie niekonsekwentnym.
iPhone SE to telefon, którego największą zaletą ma być wydajny czip, ale jego mocy nie można sensownie wykorzystać przez liczne ograniczenia. To telefon, który ma mieć przed sobą długie życie, a który już w dniu premiery wygląda archaicznie, nie jest dostosowany do wyświetlania wielu internetowych treści i ma problemy z wytrzymaniem doby na jednym ładowaniu. Z czasem problemy te będą się przecież pogłębiać.
Żywotność iPhone'a SE skróci także brak modemu 5G, przez który już teraz nie można wykorzystać pełni potencjału infrastruktury telekomunikacyjnej nie tylko za granicą, ale i w Polsce.
W efekcie nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie osoby, której mógłbym z czystym sumieniem powiedzieć "iPhone SE to telefon, który w 100 proc. spełni twoje wymagania". Bez względu na to, jak bardzo bym się starał, zawsze ostatecznie oczyma wyobraźni widzę osobę, która albo nie potrzebuje iPhone'a, albo nie potrzebuje telefonu za 2200-2949 zł. I błagam, przestańmy nazywać telefony z tej półki cenowej "tanimi".
Czy warto kupić iPhone'a SE? Jeśli tak, to tylko dlatego, że jego opłacalność została przez Apple'a wymuszona sztucznie
Widzicie - dotychczas najtańszym iPhone'em w ofercie Apple'a był iPhone 8, który i tak był relatywnie drogi względem innych smartfonów producenta. 2349 zł, które do niedawna trzeba było zapłacić za najtańszy wariant, to dużo jak na telefon z 2017 roku, który już w dniu premiery był najsłabszym z trzech wprowadzonych wówczas przez Apple'a modeli.
Wraz z pojawieniem się iPhone'a SE, 8 zniknął z oferty Apple'a. Smartfon pozostał jedynie w magazynach dystrybutorów, którzy skupili go w czasie, gdy był jeszcze drogi. To prowadzi do absurdalnej sytuacji, kiedy to iPhone 8 - według porównywarek cenowych - jest w chwili pisania tego tekstu droższy od iPhone'a SE.
Gdyby doszło do naturalnego spadku cen, należałoby oczekiwać, że iPhone 8 będzie o jakieś 500 zł tańszy od nowszego brata. Gdyby jednak "ósemkę" dało się dziś kupić z pewnego źródła za 1700 zł, kupno iPhone'a SE nie miałoby wielkiego sensu. Jestem przekonany, że Apple o tym wie i właśnie z tego bierze się się jego ingerencja w rynek.
Wróćmy więc do pytania: czy warto kupić iPhone'a SE? Cóż, jeśli koniecznie chcesz nowy, przyzwoicie działający telefon z iOS-em i nie wydać na niego nie więcej niż ok. 2500 zł to tak. To najlepszy wybór jaki istnieje. "Najlepszy wybór" niekoniecznie oznacza jednak "dobry wybór", bo atrakcyjność oferty jest wykreowana sztucznie licznymi kompromisami i - w mojej ocenie - karygodnymi zagrywkami rynkowymi.
Czy to wszystko iPhone'a SE dyskwalifikuje? Niech każdy na to pytanie odpowie sobie sam.