Im więcej iPad potrafi, tym mniej widzę w nim sensu
Nie to, żeby przeszkadzał mi rozwój iPada sam w sobie. Nie wiem tylko jednak, czy ten rozwój zmierza w dobrym kierunku.
12.08.2017 | aktual.: 13.08.2017 10:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Trochę historii
Gdy w 2010 roku Steve Jobs prezentował pierwszego iPada, przekonywał, że to brakujące ogniwo między smartfonami a laptopami. W jego opinii, aby trzecia kategoria produktów miała prawo istnieć, musi być lepsza w kilku kluczowych kwestiach zarówno od telefonu, jak i notebooka. Te kwestie to: przeglądanie sieci, zarządzanie mailami, przeglądanie i udostępnianie zdjęć, oglądanie wideo, słuchanie muzyki, granie w gry wideo i czytanie ebooków.
Kłóciłbym się, czy tablet lepiej nadaje się do grania niż laptop i lepiej do słuchania muzyki niż telefon, ale ogólną filozofię iPada kupowałem. Było to urządzenie bardziej prymitywne od notebooków z Windowsem czy macOS-em, ale takie miało być. Ot duży ekran do przeglądania Facebooka i zdjęć.
Ostatnio iPad zdaje się chcieć zostać laptopem
Zaczęło się w 2015 roku od premiery iPada Pro. Jest on znacznie potężniejszy od poprzedników i - jak Apple stara się przekonywać w materiałach promocyjnych - ma się sprawdzić jako podstawowe narzędzie pracy.
Ba, Tim Cook w rozmowie z "Telegraphem" otwarcie przekonywał, że z iPadem Pro komputer jest zbędny.
I tu pojawia się zgrzyt
Gdy iPad był promowany jako trzecia kategoria produktów, jego ograniczenia były dla mnie akceptowalne i zrozumiałe. Jeśli jednak firma stara się go pozycjonować jako "Pro" narzędzie do pracy, prymitywność mobilnego systemu operacyjnego staje się poważnym problemem. Stary laptop z Windowsem XP - pomijając kwestie związane z samą wydajnością - zapewniłby mi lepszy komfort pracy i dostęp do bardziej zaawansowanych narzędzi.
iPad stanie się jeszcze bardziej "upecetowiony" dzięki iOS 11
iOS 11, który w finalnej wersji trafi do użytkowników iPadów jesienią, wnosi mnóstwo nowości. Z jednej strony mnie to cieszy, bo sporo funkcji znacznie ułatwia korzystanie z tabletu. Z drugiej jednak, jeśli Apple uważa, że dodatki typu "przeciągnij i upuść" czy menedżer plików są w tablecie niezbędne, bawi mnie ich tak późna implementacja. Oto bowiem w 2017 roku iOS zaczyna robić rzeczy, które Mac OS robił w roku 1984. Zaczyna, ale wciąż mu daleko do takiego poziomu swobody w operowaniu kilkoma otwartymi na raz oknami...
I właśnie - skoro iPad ma być narzędziem do pracy, dlaczego nie ma poważnego systemu operacyjnego, jakim jest macOS? Konkurencyjny Surface działa pod kontrolą dużego Windowsa, więc technologiczne ograniczenia na tym polu nie istnieją.
Strasznie żałuję, że Apple na razie ani myśli o dodaniu rozwiązań, których naprawdę oczekiwałbym od tabletu. Tracę nadzieję, że w najbliższym czasie doczekamy się chociażby znanego z iPhone'ów ekranu 3D Touch. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wdrożenie tej technologii w przypadku tak dużego wyświetlacza to spore wyzwanie, ale może inżynierom Apple poszłoby szybciej, gdyby do pracy używali MacBooków, a nie iPadów?