5 starych technologii, które przyjęły się we flagowcach, ale nie w tanich telefonach
Czy to możliwe, by ponad 10-letni telefon w pewnych technologicznych aspektach przebijał nowe smartfony z 2020 roku? Okazuje się, że tak.
19.02.2020 | aktual.: 19.02.2020 16:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nastały czasy, w których telefony kosztujące mniej niż 1000 zł czerpią garściami z rozwiązań znanych z 3-, 4- czy nawet 5-krotnie droższych flagowców. "Głośne" rozwiązania (lub chociaż ich namiastka) adoptowane są do niższych półek cenowych błyskawicznie.
Tak było chociażby z ekranami otoczonymi małymi ramkami, wieloobiektywowymi aparatami czy sensorami o wysokiej rozdzielczości. Tym samym wydając trzycyfrową kwotę można dziś nabyć telefon, który wizualnie, a nawet funkcjonalnie ciężko odróżnić od sprzętu z najwyższej półki. Tanie telefony pozostają dziś w tyle bardziej pod względem wydajności czy jakości, a nie możliwości jako takich.
Istnieją jednak rozwiązania, które w segmencie premium zdążyły spowszednieć już dawno temu, a w tanich telefonach wciąż nie mogą się przyjąć. A szkoda. Oto kilka najbardziej jaskrawych przykładów.
Bezprzewodowe ładowanie
Historia ładowania indukcyjnego sięga końcówki XIX wieku, kiedy to - jeszcze przed popularyzacją silników spalinowych - eksperymentowano z pojazdami elektrycznymi. Nawet na rynku konsumenckim technologia ta wykorzystywana jest od blisko 30 lat choćby w elektrycznych szczoteczkach do zębów.
Telefony? W ich przypadku to także nie pierwszyzna. W 2009 roku na rynek trafił Palm Pre, którego można było ładować bezprzewodowo. Mogło się wtedy wydawać, że lada moment rozwiązanie to stanie się absolutnym standardem, ale do tego nie doszło.
Ponad 10 lat później ładowanie indukcyjne wciąż zarezerwowane jest praktycznie wyłącznie dla smartfonów premium. Spowszedniało na tyle, że nikt się już nim specjalnie nie chwali, ale nie na tyle, by producenci byli skłonni implementować je w tańszych modelach.
Ekrany OLED
Nokia N85 trafiła do sprzedaży pod koniec 2008 roku. Samsung i7110 na początku 2009 roku. Co je łączyło? Oba te telefony miały ekrany OLED (a konkretnie AMOLED), dzięki czemu mogły się poszczycić żywymi kolorami i idealną głębią czerni.
Na popularyzację tej technologii nie trzeba było długo czekać; wszystkie samsungi z linii Galaxy S, które trafiły na rynek od 2010 roku, mają panele AMOLED. A jednak przeszło 10 lat nie wystarczyło, by diody organiczne przyjęły się we wszystkich segmentach cenowych. To wciąż rarytas zarezerwowany dla flagowców i garstki urządzeń ze średniej półki.
Aparaty z teleobiektywami
iPhone 7 Plus z podwójnym aparatem trafił na rynek w 2016 roku i miał ogromny wpływ na popularyzację teleobiektywów generujących przybliżenie optyczne - czyli lepszej jakości od tego cyfrowego. Podobne rozwiązanie szybko zaczęli stosować inni producenci jak Samsung, Huawei czy Xiaomi.
Obecnie za mniej niż 1000 zł można kupić telefon z potrójnym czy nawet poczwórnym aparatem, ale w tym segmencie cenowym próżno szukać smartfonu, który miałby na swoim wyposażeniu teleobiektyw. Producenci chętnie implementują obiektywy ultraszerokokątne, makro czy "zapchajdziury" pokroju dodatkowych sensorów do wykrywania głębi, teleobiektywy konsekwentnie rezerwując dla droższych urządzeń.
Rysiki
Samsung znany jest z tego, że wiele swoich popularnych rozwiązań dość szybko implementuje także w telefonach ze średniej i niższej półki cenowej, czyniąc tym samym z flagowców lokomotywę marketingową dla przystępniejszych urządzeń. Z jego rysikiem S Pen jest jednak inaczej.
Pierwszy Galaxy Note ujrzał światło dzienne w 2011 roku. Zaraz będzie obchodził swoje 9 urodziny, a Samsung wciąż traktuje rysik jako wyróżnik jego smartfonów premium. Nawet zaprezentowany niedawno Galaxy Note10 Lite startował z niemałego przecież poziomu 2649 zł.
Co ciekawe, zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku innych producentów jak LG czy Motorola, którzy jeśli już decydują się na implementację rysika, celują w tańsze modele. Ale to wciąż totalna nisza.
Wodoszczelność
Sony wypuszcza wodoszczelne flagowce od czasu Xperii Z z 2013 roku. Samsung dołączył do wodnej zabawy rok później ze swoim Galaxy S5. W ostatnich latach certyfikatem IP poszczycić się mogą także topowe telefony Apple'a czy Huaweia.
Można powiedzieć, że wśród telefonów za ponad 3000 zł wodoszczelność jest od kilku lat standardem. Mając natomiast w kieszeni 2000 zł i szukając telefonu odpornego na działanie wody, wybór zawęża się do pojedynczych wyjątków oraz starszych flagowców. W przypadku modeli za mniej niż 1000 zł w ogóle nie ma o czym mówić.
A Wy znacie jakieś stare technologie, które od lat są standardem w segmencie premium, ale nie mogą się przyjąć w tańszych telefonach? Komentarze pozostają do Waszej dyspozycji.