Koncepcyjne smartfony to zło. Drodzy producenci, tak tylko psujecie rynek [OPINIA]
Jak stworzyć złudzenie technologicznej potęgi przy minimalnym wysiłku? Chińczycy opracowali tę sztukę do perfekcji. A ma to swoje ciemne strony.
20.04.2020 | aktual.: 20.04.2020 20:05
Smartfon vivo z wbudowanym gimbalem i peryskopowym aparatem z prawdziwym zoomem. Smartfon OPPO z aparatem do selfie ukrytym w ekranie. Smartfon TCL z ekranem składanym w harmonijkę. Smartfon OnePlusa ze znikającym aparatem.
Co je wszystkie łączy? Żaden nie trafił jeszcze do sklepów. Część może nie trafić nigdy.
Koncepcyjny trend
W ostatnim czasie jesteśmy świadkami mody na chwalenie się telefonami, których nikt nawet nie ma zamiaru sprzedawać. W wielu przypadkach znacząco różni się to od klasycznego pokazywania prototypów na branżowych targach.
OnePlus Concept One czy vivo APEX 2020 to smartfony, które dostały własne nazwy i zaliczyły huczne premiery. Od zwykłych telefonów odróżnia je tylko jeden, drobny szczegół - nie powstały po to, by trafić do klientów.
Producenci tworzą złudzenie technologicznej przewagi nad konkurencją
Chińczycy wyskakują z niewidzialnym aparatem w ekranie. Wtem spoglądasz na takiego iPhone'a 11 z wcięciem czy Galaxy S20 z otworem. Łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że Apple'em czy Samsungiem wytarto podłogę, bo przecież właśnie światło dzienne ujrzało coś lepszego.
Vivo APEX 2020 | Welcome to a Vision Beyond
Problem w tym, że czym innym jest stworzenie kilku prototypów, a czym innym wyprodukowanie 50 milionów egzemplarzy i objęcie ich gwarancją. Prototyp można skręcić w garażu, a jeśli po 15 minutach się rozsypie, nikt nie będzie miał pretensji. W przypadku produktów dostępnych komercyjnie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, co często zajmuje lata.
Przed ruszeniem z masową produkcją trzeba uwzględnić nie tylko dopracowanie technologii, ale także inne, mniej oczywiste czynniki. Załóżmy, że przez problematyczny komponent produkcja jednego egzemplarza telefonu wydłuża się o zaledwie 10 sekund. Przy milionie sztuk cały proces rozciąga się o 350 roboczodni. A zaznaczmy tutaj, że wielu producentów sprzedaż pojedynczych modeli liczy w dziesiątkach milionów egzemplarzy rocznie. Zdarza się więc, że fabryki zwyczajnie nie są w stanie dostarczyć w wyznaczonym czasie czegoś, co teoretycznie jest już gotowe i dopracowane.
Z podobnych względów implementować nowe technologie często łatwiej jest mniejszym producentom. To, że jakaś mała firma wprowadza do sprzedaży kilka tysięcy sztuk przełomowego smartfonu, wcale nie musi świadczyć o jej technologicznej przewadze nad Samsungiem, Apple'em czy Huaweiem.
To psucie rynku smartfonów
Żeby było bardziej absurdalnie, często firmy chwalą się nawet cudzymi technologiami. Prawda jest taka, że każdy, kto dysponuje odpowiednią ilością pieniędzy, może zamówić w Chinach składany ekran i przygotować fikuśnie wyglądający prototyp, który będzie robił większe wrażenie niż Galaxy Fold czy Motorola razr. Wystarczy, że nie rozsypie się w rękach dziennikarza przez 30 sekund i rozgłos murowany.
TCL's triple-screen foldable
Sęk w tym, że takie działania prowadzą do dewaluacji już istniejących technologii. Nagle telefon leżący na półce sklepowej nagle wydaje się mniej atrakcyjny. A wszystko przez kogoś, kto nawet nie jest w stanie swojego produktu na tej półce sklepowej umieścić.
To, jak długa bywa droga od prototypu do finalnego produktu, najlepiej widać właśnie po składanych smartfonach
Obejrzyjcie wideo, na którym uwieczniono prototyp składanego ekranu Samsunga.
Folding OLED Display by Samsung SDI [FPDI 2008]
Łudząco podobny do Galaxy Folda, prawda? To teraz zwróćcie uwagę, że powyższy film nagrano... w 2008 roku.
Samsung pokazał dziennikarzom składany ekran, który działa. Mogło się wydawać, że ta technologia jest już na ostatniej prostej. Tymczasem Koreańczycy potrzebowali kolejnych 11 lat, żeby dopracować ją na tyle, by mogła zaliczyć debiut konsumencki. A i po tych 11 latach nie obyło się bez problemów, bo przecież przez wadę konstrukcyjną rynkowa premiera została przesunięta o pół roku.
To świetnie uwidacznia, jak złudna potrafi być przesadna ekscytacja prototypami. Dlatego na wszelkie koncepty radzę patrzeć z odpowiedniej perspektywy. Raczej jak na ciekawostkę i zapowiedź tego, co może się pojawić w bliżej nieokreślonej przyszłości, a nie jak na dowód czyjejś technologicznej potęgi.