Smartfony sprzedawane bez ładowarek? Trochę na to... za późno (opinia)
Sprawa z ładowarkami jest bardziej skomplikowana niż może się na pierwszy rzut oka wydawać.
10.07.2020 | aktual.: 10.07.2020 17:48
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że iPhone 12 będzie sprzedawany bez zasilacza. Powody? Z jednej strony cięcie kosztów, z drugiej naciski ze strony rządzących, którzy zwracają uwagę na rosnącą ilość generowanych elektrośmieci.
Wygląda na to, że Apple w swojej polityce nie będzie odosobniony. Serwis etnews raportuje, że od 2021 roku ładowarka nie będzie dołączana także do wybranych smartfonów Samsunga.
Osobiście za zasilaczami płakać nie będę, ale - patrząc na całą sprawę oczami przeciętnego konsumenta - oczekuję dość bolesnego okresu przejściowego.
Myślisz, że nie potrzebujesz kolejnej ładowarki, bo jedną już masz? Możesz się mylić
Gdybyśmy weszli do pierwszego lepszego sklepu z elektroniką i rozpakowali dostępne na stanie smartfony, w ich opakowaniach znaleźlibyśmy przynajmniej 5 różnych przewodów:
- USB-A - microUSB;
- USB-A - USB-C;
- USB-C - USB-C;
- USB-A - Lightning;
- USB-C - Lightning.
Znaleźlibyśmy też dwa typy zasilaczy:
- ze złączem USB-A;
- ze złączem USB-C.
Bardzo realny jest scenariusz, że kupując nowy telefon, w opakowaniu znajdziesz przewód, który nie pasuje do twojego starego zasilacza, a twój stary przewód nie pasuje do nowego telefonu. Wystarczy przesiąść się z Galaxy S9 na iPhone'a 11 Pro.
Problem ten występuje nawet w ramach jednej marki. Galaxy S10 sprzedawany jest z innym typem zasilacza niż Galaxy S20. Analogicznie sprawa wygląda w przypadku iPhone'a XS i iPhone'a 11 Pro.
Dopóki smartfony sprzedawane są z kompatybilnymi zasilaczami, klient nie musi się tym wszystkim przejmować. Nadchodzą jednak czasy, gdy trzeba będzie odpowiedzieć sobie pytanie "czy będę miał czym nowy telefon naładować?".
Zasilacze zasilaczami, ale teoretycznie przewód zasilający można podłączyć chociażby do komputera. Sęk w tym, że tutaj sprawa także jest skomplikowana. Mój telefon (Galaxy Note 10+) trafił do mnie z przewodem USB-C - USB-C, który nie pasuje do mojego MacBooka Pro.
"W najgorszym razie ktoś będzie musiał kupić nową ładowarkę" - powiecie
To prawda. W idealnym świecie podczas zakupu iPhone'a 12 czy Galaxy S30 sprzedawca zapyta klienta, czy ma w domu zasilacz USB-C i na podstawie odpowiedzi zasugeruje lub nie zakup dodatkowego akcesorium. W prawdziwym świecie wielu klientów nie wie, jaki ma zasilacz.
Jestem przekonany, że część osób w takiej sytuacji da sobie wcisnąć ładowarkę, której nie potrzebuje (a te często kosztują niemało - zasilacz Apple'a wyceniony jest na 149 zł). Część natomiast zrezygnuje z kupna zasilacza, by w domu zorientować się, że nie ma jak nowego smartfona naładować.
Wiem - problemy pierwszego świata. Mimo wszystko jednak mówimy o komplikacji życia, która w całej historii telefonii komórkowej nigdy nie istniała. Dotychczas branżowym standardem była sprzedaż kompletnego wyposażenia, niezbędnego do codziennego korzystania z urządzenia.
Paradoksalnie mniej bolesne byłoby dla klientów wprowadzenie takiej zmiany wcześniej
Gdyby ten trend zaczął się w 2015 roku, problemy, o których wspomniałem, w zasadzie by nie istniały. Wówczas praktycznie wszystkie zasilacze, powerbanki czy laptopy miały złącza USB-A, więc nikt nie musiałby się przejmować kompatybilnością nowego przewodu ze starymi akcesoriami.
Nie zrozumcie mnie jednak źle - nie twierdzę, że sprzedaż smartfonów bez ładowarek to pomysł całkowicie chybiony. Ma to swoje uzasadnienie choćby z ekologicznego punktu widzenia - Unia Europejska grzmi, że same zasilacze stanowią rocznie 51 000 ton elektronicznych odpadów. Zwracam tylko uwagę, że producenci zdecydowali się na taki ruch tak późno, że będzie to związane z dość bolesnym okresem przejściowym.