Apple nie boi się podnieść cen o 1500 zł. Co robią inni, by do tego nie dopuścić?

Ostatnio obserwujemy różne sposoby producentów na radzenie sobie ze skutkami inflacji. Apple sięga coraz głębiej do kieszeni klientów. Tymczasem reszta szuka oszczędności.

iPhone'y 14 są w Polsce droższe od poprzedników (Zhang Peng/LightRocket via Getty Images)
iPhone'y 14 są w Polsce droższe od poprzedników (Zhang Peng/LightRocket via Getty Images)
Źródło zdjęć: © GETTY | Zhang Peng
Miron Nurski

26.10.2022 | aktual.: 27.10.2022 22:19

Rok przed publikacją tego tekstu dolar kosztował 3,97 zł. Teraz jest to 4,75 zł, przy czym jeszcze kilka tygodni temu przekroczona została bariera 5 zł. Aby producent elektroniki mógł utrzymać zyski na dotychczasowym poziomie, najprościej jest podnieść ceny o ok. 25 proc. I jedna duża marka się na taki krok zdecydowała.

iPhone 13 Pro Max startował przed rokiem z poziomu 5699 zł. Najnowszy iPhone 14 Pro Max kosztuje 7199 zł. Cena z generacji na generację poszła w górę o 1500 zł, mimo że w Stanach Zjednoczonych oba modele kosztują dokładnie tyle samo.

Podobne podwyżki cen objęły także inne urządzenia Apple'a, w tym starsze. Ubiegłoroczne "trzynastki" są dziś droższe niż w dniu premiery.

U innych marek ceny też idą w górę, ale - póki co - nie aż tak drastycznie. Jak to możliwe? Czy zdecydowały się one wziąć inflację na klatę i zmniejszyć swoje marże? Po części może i tak, ale oprócz tego widać wyraźnie, że producenci szukają oszczędności gdzie tylko się da. Wiele dzisiejszych smartfonów jest pod pewnymi względami uboższych od swoich poprzedników.

Mniej pamięci = mniejsze podwyżki cen

Przypomnijmy sobie startowe ceny dwóch ostatnich flagowców Samsunga:

  • Galaxy S21 Ultra - 5749 zł;
  • Galaxy S22 Ultra - 5899 zł.

Co prawda seria S22 trafiła na rynek w momencie, w którym kurs dolara dopiero szybował w górę, ale Samsung z pewnością spodziewał się niekorzystnych warunków ekonomicznych z uwagi na pandemię koronawirusa. Mimo tego cena z generacji na generację poszła w górę tylko o 150 zł, a dodatkowo producent - w przeciwieństwie do Apple'a - nie zdecydował się na jej późniejszą podwyżkę.

Seria Samsung Galaxy S22 nie jest wolna od kompromisów
Seria Samsung Galaxy S22 nie jest wolna od kompromisów© Licencjodawca | Miron Nurski

Jest jednak haczyk. O ile ubiegłoroczny S21 Ultra miał w bazowej wersji 12 GB pamięci RAM, o tyle w S22 Ultra zredukowano ją do 8 GB. Takie cięcie z pewnością nie rekompensuje w całości ponad 20-procentowego osłabienia waluty, ale najwidoczniej pozwoliło uniknąć drastycznego wzrostu cen.

Większe ramki = mniejsze podwyżki cen?

Znów przykład Samsunga, ale tym razem bazujący na wczesnych przeciekach. Pochodzą one jednak z wiarygodnych źródeł.

Od kilku lat obserwujemy trend minimalizowania ramek otaczających ramek. Te w Galaxy S23 podobno będą jednak odrobinę większe niż w poprzedniej generacji.

Oczywiście powodów mających stać za taką decyzją nie znamy, ale to raczej nie przypadek, że do takiej zmiany ma dość akurat w momencie, w którym świat zmaga się z inflacją. Minimalizacja ramek to kosztowny proces, więc niewykluczone, że w taki sposób Samsung redukuje koszty produkcji, by podnieść ceny w jak najmniejszym stopniu.

Na co komu poczwórny aparat, gdy inflacja szaleje?

Od kilku lat producenci starają się nas przekonać, że im więcej aparatów, tym lepiej. To oczywiście nie zawsze prawda, ale większość smartfonów za ponad 1000 zł miała dotychczas trzy, a nierzadko cztery obiektywy. Trend ten zaczyna się jednak odwracać.

Nothing Phone (1), Motorola Edge 30 Neo czy realme 10 to tylko kilka przykładów smartfonów mających "tylko" podwójne aparaty. Dwaj ostatni producenci dotychczas nie stronili od upychania w swoich telefonach prostych kamerek do detekcji głębi czy zdjęć makro, ale te powoli odchodzą do lamusa.

Motorola Edge 30 Neo ma podwójny aparat, co jest rzadkością w przypadku tej marki
Motorola Edge 30 Neo ma podwójny aparat, co jest rzadkością w przypadku tej marki© Licencjodawca

Wiarygodne przecieki wskazują na to, że również Samsung planuje ograniczyć liczbę obiektywów w nadchodzących smartfonach z linii Galaxy A.

Ten zabieg z pewnością także sprawia, że producenci mogą wprowadzić na rynek telefon, który nie kosztuje o ponad 1000 zł więcej niż poprzednik.

Czipy MediaTeka nie są takie zły, gdy gra toczy się o ceny

ASUS w swoich sztandarowych smartfonach korzystał dotychczas z czipów Qualcomma. I faktycznie ROG Phone 6 (najdroższy smartfon marki) ma potężnego Snapdragona 8+ Gen 1, ale u jego boku pojawił się niedawno wariant ROG Phone 6D z MediaTekiem Dimensity 9000+. Ten jest aż o 300 zł tańszy.

ASUS ROG Phone 6D różni się od "szóstki" tylko procesorem
ASUS ROG Phone 6D różni się od "szóstki" tylko procesorem© ASUS

Ptaszki ćwierkają, że użycie czipów MediaTeka w swoich przyszłych flagowcach poważnie rozważa także OnePlus - jeden z najwierniejszych partnerów Qualcomma. Możemy więc założyć, że producenci będą coraz przychylniejszym okiem spoglądać na tajwańskie procesory.

Sposobów na redukcję kosztów produkcji jest oczywiście więcej

W ostatnim czasie widzimy, że do łaski wracają plastikowe, obudowy który jest coraz chętniej stosowany nawet we flagowych smartfonach.

Zdarza się, że nowy smartfon - nawet w przeciwieństwie do poprzednika - nie ma ładowania indukcyjnego.

Wyraźnie wyhamowało również tempo popularyzacji teleobiektywów, zwłaszcza peryskopowych. Wciąż nie są one standardem nawet w segmencie premium.

A wy co wolicie? Duże podwyżki cen czy kompromisy w specyfikacji?

Miron Nurski, redaktor prowadzący Komórkomanii

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)