Zajęło to 13 lat. Bezprzewodowe ładowanie wreszcie zaczyna trafiać do tańszych smartfonów
Nie musisz już kupować flagowca za kilka tysięcy złotych, by ładować smartfon indukcyjnie.
Na początku 2020 roku zrobiłem zestawienie starych technologii, które przyjęły się we flagowcach, ale nie w tanich telefonach. Jako sztandarowy przykład podałem ładowanie bezprzewodowe.
Pierwszym smartfonem z funkcją ładowania indukcyjnego był Palm Pre z 2009 roku. Choć większość nowinek technicznych trafia do tańszych modeli w ciągu kilku lat, akurat to rozwiązanie długo pozostawało zarezerwowane dla topowych modeli. W ostatnich latach niewiele było telefonów z ładowaniem bezprzewodowym, które startowały z poziomu niższego niż 3500 zł.
Ostatnio coś zaczyna się jednak zmieniać.
Ładowanie bezprzewodowe w coraz tańszych smartfonach
Kilka tygodni temu na rynek trafił Nothing Phone (1). Wycenione na 2299 zł urządzenie jest jednym z najtańszych smartfonów z ładowaniem bezprzewodowym. Producent zdradził, że wymagało to nawiązania ścisłej współpracy z Qualcommem i zamówienia zmodyfikowanej wersji czipu Snapdragon 778G+.
Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale właśnie pojawiła się druga. Dopiero co zaprezentowana Motorola Edge 30 Neo kosztuje jeszcze mniej (1899 zł), a także obsługuje ładowanie indukcyjne. Co prawda tylko 5-watowe, ale lepsze to niż nic.
Widać więc zalążki nowego trendu. Kto wie, może w 2023 roku ładowanie indukcyjne stanie się nowym standardem wśród smartfonów ze średniej półki.
Miron Nurski, redaktor prowadzący Komórkomanii