Jednej rzeczy konkurencja mogłaby się od Huaweia uczyć

Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Apple, Samsung i inni producenci, wprowadzając nowe smartfony, brali przykład z Huaweia.

Huawei P30 Pro
Huawei P30 Pro
Miron Nurski

05.04.2019 | aktual.: 05.04.2019 17:03

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Huawei P10 => Huawei Mate 10 Pro => Huawei P20 Pro => Huawei Mate 20 Pro => Huawei P30 Pro. Oto topowe smartfony, które trafiły na rynek w ok. 6-miesięcznych odstępach czasu. Co je łączy? Głównie logo na obudowach. Każdy z nich to w zasadzie zupełnie nowy telefon z nowym wyglądem, nowym aparatem i nowymi funkcjami. Korzystałem ze wszystkich z wymienionych modeli i każdy był dla mnie świeżym doświadczeniem.

Mate 10 Pro był pierwszym smartfonem Huaweia, który miał małe ramki dookoła ekrany i robił zdjęcia o naprawdę przyzwoitej jakości, godnej flagowca.

Pół roku później P20 Pro dostał zupełnie nowy potrójny aparat z wyjątkowo dużą, 40-megapikselową matrycą, specjalnym trybem nocnym oraz teleobiektywem 3x. Jakość zdjęć robionych w ciemności wywoływała opad szczęki, a przybliżenie optyczne było największe na rynku.

W Macie 20 Pro doszedł aparat z ultraszerokokątnym obiektywem, czytnik linii papilarnych w ekranie, bezprzewodowe ładowanie zwrotne, funkcja rozmywania tła w trybie wideo czy tryb pecetowy, działający bez użycia przewodów.

W P30 Pro wylądował teleobiektyw 5x (z możliwością generowania cyfrowego zoomu do 5x) oraz nowa, superczuła matryca, która generuje zdjęcia nocne na niespotykanym dotąd w świecie smartfonów poziomie.

Każdy kolejny smartfon Huaweia wnosi coś nowego, co nie tylko daje radochę, ale i realnie wpływa na codziennie użytkowanie telefonu.

A jak to wygląda u konkurencji? Cóż...

Przez rok prywatnie używałem iPhone'a X. Gdy po tym czasie trafił do mnie testowy egzemplarz iPhone'a XS Max, jedyną zmianą, którą odczułem, był większy rozmiar. Gdybym na testy dostał mniejszego iPhone'a XS, przesiadki prawdopodobnie nie odczułbym wcale. Apple wpakował nowy układ, poprawił nieco takie aspekty jak aparat czy głośniki i z grubsza tyle. Drugi raz to samo.

Podobnie wyglądało to u Samsunga. Galaxy S9 był tylko delikatnie odświeżoną wersją S8. Note9 to taki S9+ z rysikiem. Dopiero S10 to spory powiew świeżości, ale co będzie dalej? Czas pokaże.

Apple potrzebuje roku, by wsadzić do telefonu nowy procesor. Samsung potrzebuje pół roku, by wsadzić do telefonu rysik. Huaweiowi wystarczy pół roku, by wypuścić zupełnie nowy telefon

Rozmawiałem kiedyś z przedstawicielem pewnej firmy na temat nowego flagowca. Zapytałem dlaczego teleobiektyw ma 2-krotne przybliżenie, a nie 3-krotne jak w ówczesnych smartfonach Huaweia. "Musimy mieć co poprawić w przyszłości" - usłyszałem.

I taka technologiczna wstrzemięźliwość to coś, co mi - pasjonatowi nowych technologii - w wielu smartfonach przeszkadza. Biorę do reki telefon za 4-5 tysięcy złotych i po prostu czuję, że czegoś brakuje tylko dlatego, by można to było dodać w przyszłości.

Po Huaweiu tej technologicznej wstrzemięźliwości nie widać

Ubiegłoroczny Mate 20 Pro był dla mnie telefonem tak kompletnym, że aż trudno było mi sobie wyobrazić, co jeszcze można dodać. Oczywiście miał swoje wady, ale nie wynikały one ze świadomego wprowadzenia ograniczeń, które można by wyeliminować w kolejnych modelach. A przynajmniej nie dało się tego odczuć.

Weźmy chociażby aparat. 3-krotne przybliżenie optyczne w teleobiektywie to więcej niż oferują konkurenci. Pod względem jakości zdjęć nocnych, większość rywali nawet nie zbliżyła się jeszcze do P20 Pro. Huawei jak żaden inny producent mógł sobie pozwolić na przystopowanie. A jednak w P30 Pro wylądował teleobiektyw 5x i nowa, superczuła matryca, która po zmroku robi wręcz niewyobrażalnie dobre zdjęcia.

Huawei Mate 20 i P30 Pro. Zdjęcia zrobione w tym samym momencie
Huawei Mate 20 i P30 Pro. Zdjęcia zrobione w tym samym momencie

I to jest coś, czego konkurencja mogłaby się od Huaweia uczyć. Ten nie tylko nie boi się pakować nowych rozwiązań do telefonów tak szybko, jak to możliwe, ale i jest jeszcze w stanie regularnie je udoskonalać.

Na szczęście coś zaczyna się zmieniać

Oczywiście model dyfuzji innowacji E.M. Rogersa nie jest mi obcy. Wiem, że żaden z liczących się producentów nie ma zamiaru spełniać zachcianek garstki geeków, tylko uderzyć do jak największej grupy odbiorców. Takich, którzy bardziej cenią sobie niezawodność produktu niż wodotryski. Rozumiem, że zachowawczy rozwój iPhone'ów to przemyślana i - dotychczas - skuteczna strategia.

Ta zachowawczość przestaje jednak działać. Wyniki sprzedaży nowych iPhone'ów są niższe niż zakładał Apple. Tymczasem Galaxy S10, największy powiew świeżości od lat, sprzedaje się ponoć dużo lepiej od poprzednika.

Po Samsungu, który wciąż jest liderem rynku, widać zresztą najlepiej, jak bardzo działania Huaweia dały mu się we znaki. Koreańczycy w ostatnich miesiącach technologicznie dopieścili nie tylko flagowce, ale i średnią półkę. Firma coraz odważniej eksperymentuje z nietypowymi rozwiązaniami (patrz składany Galaxy Fold czy Galaxy A80 z wysuwanym i obracanym aparatem).

Coroczne podbijanie numerka w nazwie telefonu, pakowanie nowego procesora i zwiększanie ceny już nie działa. A to dobra wiadomość dla nas wszystkich, bo jest szansa na to, że nie tylko Huawei będzie nas regularnie zaskakiwał nowymi pomysłami.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Komentarze (48)