Zrobienie telefonu z wypasionym aparatem nigdy nie było łatwiejsze. A mało kto z tego korzysta
Dziś dosłownie każdy producent może wypuścić telefon z ponadprzeciętnie dobrym aparatem. Na teoretycznych możliwościach się jednak kończy.
16.12.2022 | aktual.: 19.12.2022 16:10
Dla mnie aparat w smartfonie zawsze był kluczowy, co jeszcze kilka lat temu drastycznie ograniczało mi wybór. No bo który producent jeszcze z 5 lat temu gwarantował naprawdę solidną jakość zdjęć? Samsung, Apple i długo, długo nic.
Przyczyna takiego stanu rzeczy była prosta. Dostępne na rynku komponenty fotograficzne były - z dzisiejszej perspektywy - kiepskie, więc walka toczyła się o to, kto wyciśnie z nich więcej. Żeby wycisnąć coś dobrego z kiepskich komponentów trzeba armii zdolnych programistów, a na taką armię mogli sobie pozwolić tylko najwięksi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziś sytuacja wygląda inaczej, bo dziś producenci mogą przebierać w dużych matrycach o wysokiej rozdzielczości. Praktycznie wszystkie czipy są zintegrowane z zaawansowanymi przetwornikami obrazu, które same w sobie dają przyzwoitą jakość zdjęć.
Oprogramowanie - owszem - jest ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, ale jeśli ktoś nie może sobie pozwolić na opracowanie go w pojedynkę, może kupić gotowe rozwiązania. Istnieje masa firm specjalizujących się w opracowywaniu genialnych fotograficznych algorytmów.
Nothing Phone (1) udowodnił, że można założyć firmę, zebrać trochę pieniędzy od inwestorów i kilkanaście miesięcy później wypuścić swój pierwszy telefon z aparatem, który nie tylko nie przynosi wstydu, ale i wręcz zawstydza rywali. Wyobrażacie sobie coś takiego kilka lat temu? Ile lat potrzebował OnePlus, by fotograficznie zbliżyć się do konkurencji?
Różnice między aparatami w smartfonach różnych producentów się zacierają
Pamiętam jak w 2016 roku zrobiłem porównanie kilku fotograficznych flagowców, m.in. Samsunga Galaxy S7 i HTC 10. Mimo zbliżonych cen, przepaść między tymi telefonami była gigantyczna.
Z kolei w 2022 zrobiłem porównanie Samsunga Galaxy S22 Ultra (5899 zł) i realme 10 Pro+ (1799 zł). Poziom okazał się baaardzo wyrównany.
Jakość zdjęć z telefonów ze średniej półki cenowej stoi już dla mnie na absolutnie satysfakcjonującym poziomie. Różnice względem flagowców to coraz częściej niuanse możliwe do wyłapania jedynie w bezpośrednim porównaniu. Lub wyłącznie kwestia preferencji.
Największą różnicę robią dziś dla mnie peryskopowe teleobiektywy. A tych jest jak na lekarstwo
Gdy porównujemy aparaty główne, osobiście niespecjalnie dbam o to, że jakiś smartfon robi o 3 proc. ciemniejsze zdjęcia czy wyciąga mniej szczegółów, co widać po wydrukowanie 20-metrowego plakatu. Fotki oglądane są dziś głównie na ekranach smartfonów, a mało który smartfon robi fotki, które wyglądają źle na ekranach smartfonów.
Aktualnie największą wartość dodaną stanowi dla mnie dobry teleobiektyw, najlepiej peryskopowy. Dobre przybliżenie optyczne robi w codziennym fotografowaniu ogromną różnicę. Jeśli stoję 5 km od Pałacu Kultury, jeden telefon zrobi mu zdjęcie ostre jak żyleta, a drugi rozpikselowaną papkę.
Najfajniejsze w teleobiektywach jest to, że stosowanie ich nie wymaga od producentów jakichś gigantycznych nakładów na prace badawczo-rozwojowe. Tak, dobre oprogramowanie pomaga, ale tak naprawdę wystarczy kupić gotowy moduł, wsadzić go do telefonu i aparat wywołujący opad szczęki gotowy.
Dobre teleobiektyw jest też wdzięczny marketingowo. Wystarczy strzelić kilka fotek porównawczych i można ośmieszyć rywali bez naginania rzeczywistości.
Wymiatający fotosmartfon zrobić jest dziś wyjątkowo łatwo, a mało kto z tej możliwości korzysta. Bo ile smartfonów z persykopowymi teleobiektywami pojawiło się w Polsce w ciągu ostatniego roku? Z pamięci mogę wymienić Samsunga Galaxy S22 Ultra, Huaweia Mate 50 Pro, Xperię 1 IV i vivo X80 Pro.
Na rynek wciąż trafiają flagowe i drogie telefony, które teleobiektywu nie mają wcale (OnePlus 10T). Albo takie, których możliwości kończą się na skromnym przybliżeniu 2x (Xiaomi 12 Pro czy OPPO Find X5 Pro), mimo że kosztują ponad 5000 zł.
Sposobów na zrobienie wyróżniającego się z tłumu aparatu jest więcej
Na początku roku zrobiłem zestawienie 5 unikatowych aparatów, które można zastosować w smartfonach. Mój ulubiony przykład to tzw. obiektyw telemakro, który trafił do Xiaomi Mi 11 czy dużo tańszego Redmi Note'a 10 Pro. Pozwala on na zrobienie zdjęcia z bliska o dużym przybliżeniu optycznym, a dzięki temu osiągnąć naprawdę fajne efekty.
Mimo że rozwiązanie to dało się z powodzeniem stosować nawet w telefonach za nieco ponad 1000 zł, nie tylko nie zostało podłapane przez konkurencję, ale i samo Xiaomi szybko z niego zrezygnowało. Późniejsze smartfony tej marki takich soczewek nie miały. Dopiero niedawno wróciło w odmienionej formie do Xiaomi 13 Pro.
OPPO Reno 7 ma genialny mikroskop, potrafiący robić zdjęcia, jakich żaden inny smartfon nie zrobi. Ale to przykład jeden na milion, gdy producentowi chciało się wysilić.
Gotowe rozwiązania istnieją i tylko czekają na to, by wprowadzić je do telefonu i wyróżnić się z tłumu. Zamiast tego producenci wolą zalewać nas oklepanymi konfiguracjami złożonymi z aparatu głównego, obiektywu ultraszerokokątnego i kamerki 2 Mpix do detekcji głębi.
Kto by pomyślał, że dożyjemy czasów, gdy każdy będzie mógł zrobić telefon z super aparatem, ale nie każdy będzie chciał.
Miron Nurski, redaktor prowadzący Komórkomanii